Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
335
BLOG

NA SKRÓTY PRZEZ MEDIA

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 4

ROBIĆ W UCHO KACZYŃSKIEMU

 

        Powiada się, że ktoś komuś zrobił na rekę, za co ten drugi – wspinając się tyłem po anatomii oponenta - odwdzięczył się, robiąc temu pierwszemu wbrew. Gra słów zrozumiała, żart pyszny, ale nie przy jedzeniu i do zaakceptowania wyłącznie w pewnych sferach, jednym słowem tłumaczyć nie trzeba. Pierwszy raz jednak widziałem, by ktoś, czyli pies, robił komuś, i to takiemu komuś przez duże K, bo Jarosławowi Kaczyńskiemu, prosto w ucho. Naprawdę! Ale po kolei.

        W programie ,,Tak jest“, prowadzonym przez maga tefauenowskiego wydziału propagandy Andrzeja Morozowskiego, zaprezentowano sfilmowaną wypowiedź przezesa PiS. Stoi sobie więc prezes tyłem do jakiejś podwarszawskiej łąki z blokowiskiem w tle i mówi coś o stołecznym referendum, podczas gdy za nim, nie więcej jak dwadzieścia metrów, na wysokości lewego prezesowego ucha zgarbaciał owczarek niemiecki. Znaczy szarik. I co robi? Wiadomo – skoro zgarbaciał, to rżnie sobie na całego, jak to nieskrepowane wymyślonymi przez homo sapiens manierami i zalecaną higieną psy potrafią. Rżnie, rżnie, aż skończył, tylnymi łapami zasypał, by chwilę później zza ucha Jarosława pogonić za swoim panem.

        Zapyta ktoś, czy warto o tym pisać. Ano warto, co zaraz udowodnię. Otóż problem w tym, że ni cholery z komentarza prezesa nie zapamiętałem, poza załatwiającym się psem, który mnie kompletnie zdekoncentrował. I sądzę, że to samo zjawisko towarzyszyło wiekszości widzów. Czyli nie dość, że TVN ponownie robi bekę z szefa największej partii opozycyjnej, to na dodatek, nie mogąc być posądzony o medialna manipulację, niewinnie uzyskuje ten sam efekt. Ale czy na tym koniec? Ano nie, bo prawdziwą informacją jest pytanie: gdzie w trakcie kontaktu prezesa z mediami był ekspert od wielkości fiutów, czyli Adam Hofman – człowiek odpowiedzialny za wizerunek partii, a przede wszystkim imaż Kaczyńskiego, z którym wyborcy identyfikują pisowskie sympatie? Czy załatwiał gdzieś niezupełnie na stronie naglącą potrzebę, jak w Elblagu po wyborach, czy był w saunie, porównując - może z zazdrością, kto wie – stan późnojesiennego użołędzenia Adama Lipińskiego i wciąż letniego Tomasza Kaczmarka? Nie, on był obok, jako organizator spotkania z mediami. No a rola rzecznika partii polega bardziej na zapobieganiu piarowskim wpadkom niż na ich odkręcaniu i tłumaczeniu, bo wtedy często jest, jak to mówia, po ptakach. No ale jak na głowie ma się własnego ptaka, to później szefowi psy do ucha walą. Oczywiście tylko w Polsce, bo w każdym innym cywilizowanym kraju Hofmana by już nie było. Nie, proszę mnie źle nie zrozumieć - nie mówię, że w ogóle, tylko na tak ważnym stanowisku.

 

        LUDZIE KULTURY

 

        Lubię ich wszystkich - aktorów, reżyserów, pisarzy i innych artychów spod znaku muz różnych, tak pięknie oddziaływujących na nasz dzień powszedni magią uruchamianych emocji. Życie mają na ogół ciężkie, przymulone innym widzeniem rzeczywistości, choć prawdą jest i to, że to profesjonalne – przynajmniej niektórych z nich - stało się łatwiejsze za sprawą tak zwanych artystycznych trendów w sztuce. O, choćby tacy poeci. Kiedyś, gdy chcieli myśl jakąś przekazać, z reguły głęboką, bo idąca im z bebechów prosto, to przyoblec ją w rymy i rytm musieli, czyli że byli duszeni konwencjami, o różnych cenzurach politycznych i obyczajowych już nie wspominając. Dziś nic nie muszą, a myśl w ich niby-strofach jest często głębiej nawet ukryta niż inteligencja w głowie Wałęsy. Rzec można, iż nie sposób się jej dokopać.

        Natomiast mam pewne wątpliwości odnoszące się do zajmowania przez ludzi sztuki publicznego stanowiska w sprawach politycznych. I nie tylko o ich wiedzę w tej dziedzinie chodzi, jak na przykład niejakiego Chyry, który zamierzał głosować na Władysława Komorowskiego, lub kondycję moralną, która w reżyserskim wydaniu Juliusza Machulskiego czy Kazimierza Kutza pełza sobie wraz z larwą muchy plujki na poziomie rynsztoka. Chodzi bardziej o kondycję umysłową w ogóle, która nie zawsze predestynuje ich do wygłaszania tyrad na temat państwa i społeczeństwa.         

        Nieraz już byłem sprowokowany różnymi wypowiedziami do podobnych konkluzji, a niedawno w sposób szczególny, gdy wsłuchiwałem się w tym samym programie Morozowskiego w bełkotliwy słowotok reżyser i byłej minister kultury Izabelli Cywińskiej. Wreszice udało mi się wyłowić z zaprezentowanego przez nią pustosłowia myśl przednią, że oto wybory są prawdziwym narzędziem demokracji, a referendum warszawskie nie, albowiem dotyczy kwestii personalnych. Tak to chyba chciała ująć, bo jak każda artystka własne refleksje starannie zawoalowuje, aby te będąc trudniejszymi do odgadnięcia, jak czeski film prawie, automatycznie stawały się częścią skarbca narodowej kultury.

         No dobrze, ponieważ nie warto omawiać wypowiedzi na poziomie konstytucyjnego przedszkola, przejdę może od razu do kolejnej ciekawostki, nakazującej równie podejrzliwie oceniać stan umysłu ludzi z samego świecznika sztuki. Oto Cywińska, która w programie wzmiankowo atakowała najpierw Lecha Kaczyńskiego, a później straszyła Jarosławem i PiS-em, mówiąc już o Hannie Gronkiewicz-Waltz popadła tym razem w stan totalnej pobłażliwości i tolerancji, dodając, że ,,zawsze jest za tym, żeby pozytywnie oceniać człowieka”. Myśl jest ponownie tak głupia, iż obraża inteligencję przeciętnego słuchacza, więc za komentarz niech wystarczy ironia, że Cywińska pragnie pozytywnie oceniać wszystkich ludzi, odmawiając człowieczeństwa tylko braciom Kaczyńskim. I Adolfowi Hitlerowi oczywiście też.

        Najgorsze jednak w zjawisku kłapania szczęką przez artychów o rzeczach im bliżej  nieznanych jest to, że z uwagi na własne upublicznienie i często wzbudzaną sympatie stają się uznawanymi przez część społeczeństwa autorytetami, którym wierzy się na słowo. A niestety, jest to opinia tak mylna, jak naiwną jest wiara, że ktoś, kto ma łeb wielki jak sklep, musi mieć w środku beczkę wiedzy i inteligencji. Kłopot bowiem w tym, że zgodnie z prawdą nie dostrzega się w nim konia. 

        

 

        WYSOKI ŚPIEW FORNALIKA

 

        W okresie powoływania Waldemara Fornalika na stanowisko selekcjonera polskiej reprezentacji piłkarskiej coach hiszpańskiej kadry Vicente del Bosque zarabiał rocznie 1.5 miliona euro, a odchodzący właśnie trener Chorwacji Slaven Bilic 160 tysięcy. W tym czasie drużyna hiszpańska zajmowała pierwszą pozycję w światowym rankingu, chorwacka dziesiątą, a polska była hen, bo dopiero w połowie szóstej dziesiątki. Jednak Fornalikowi zaproponowano na dzień dobry 160 tys. złotych miesięcznie, co pi razy drzwi daje około 460 tys. euro rocznie. Po roku wydajnej pracy nowego trenera Polska nie tylko nie zakwalifikowała się na przyszłoroczny mundial, nie tylko zajmuje w swojej grupie kwalifikacyjnej trzecie od końca miejsce, ale spadła o dziesięć oczek w światowym rankingu. Natomiast Hiszpania i Chorwacja poza tym, że utrzymały własne notowania, to na dodatek Hiszpanie na mundial pojadą na pewno, a Chorwaci prawdopodobnie też. Zatem pytaniem jest: za co Waldemar Fornalik inkasował 160 tys. złotych miesięcznie, co równa się tyle, ile wynosi suma 193 najniższych emerytur w Polsce?

        Otóż na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Podobnie jak nie podjąłbym się wyjaśnienia, co po zeszłorocznej klęsce w Euro zrobiono, by przywrócić już nie wysoką formę naszej reprezentacji, nie średnią i nie kiepską nawet, ale by zapobiec spadaniu jej na dno piłkarskich umiejętności i towarzyszących im kompromitujących wyników? Otóż nic nie zrobiono. Kolejny prezes PZPN – również niegdyś jak Lato sławny piłkarz -  jest facetem bez wizji i nie pomoże nam jego znajomość z Platninim, na którą nie wiedzieć czemu w kraju liczono. To znaczy wiedzieć czemu, bo niestety Polacy nadal widzą nie w umiejętnościach i zdolnościach, ale w znajomościach klucz do sukcesu, czyli na chamowie bez zmian. Któż ma zatem wizje? Ano Jan Tomaszewski – to jest dopiero wizjoner pełną gębą. Problem jednak w tym, że wizje i pomysły Tomaszewskiego rodzą się w jego głowie w tempie ad hoc, a że adchoków ma sto na godzinę, zatem tyleż samo wizji i pomysłów. Przy czym jedne nie nadążają za drugimi i często są wzajemnie sprzeczne.

        Więc co, przydałby się może ktoś taki mierzony pośrodku możliwości obu panów – jakiś Zibi Tomaszewski lub Jan Boniek – nie wielki, nie sławny, i nie piłkarz nawet, tylko po prostu normalny i z głową. Problem w tym, że tacy się od lat w Polsce nie rodzą. I nie tylko w piłkarskim światku, a w ogóle. Tak mi się wydaje, skoro rok temu, gdy owacjami na stojąco witano Fornalika, powtarzaną przez media największą zaletą nowego selekcjonera miało być jego wielkie zainteresowanie muzyką klasyczną. Widać na formę reprezentacji nie miało to wpływu, natomiast na jego płacę i owszem. Nikt bowiem nie zaprzeczy, że wysoko chłop sobie zaśpiewał. I na tym koniec pieśni. O mundialu, rzecz jasna.

 

        NAWIEDZONY ŚWIAT

        

        Na koniec taka śmieszna ciekawostka rodem wcale nie z kolorowych brukowców. Oto jak donoszą światowe media, księżna Kate i książę William wraz z berbeciem George'm zamieszkali w dwudziestopokojowym apartamencie Pałacu Kensington w Londynie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że historyczny obiekt jest miejscem nawiedzonym przez siły nieczyste, czyli duchy, jako że ciąży na nim klątwa.

        W zasadzie trudno o zaskoczenie, bowiem każdy szanujący się brytyjski zamek ma swoje tajemnice, to znaczy cierpi na zjawiska paranormalne, zwiększające wpływy z turystyki. Ale ja nie o tajnikach spirytyzmu chciałem mówić, a raczej o tym, że to nie Pałac w Kensington jest nawiedzony i przeklęty, ale chyba cały nasz parszywy świat. Świat, w którym macierzyństwo i porodowe bóle księżnej Kate przeżywała niemała częć kobiecej populacji globusa, natomiast wiekszość samców widziała się w marzeniach sprawcami poczęcia mieszańca krwi arystokratycznej i kmiecej, jakim jest mały George.

        Ten stan rzeczy sugerowałby pewne zachwianie wiary w ewolucyjny proces rozwoju człowieka myślącego i w jego szczególną rolę pośród gatunków. Natomiast fakt, że równolegle do światowej histerii wokół ciąży jednej kobiety, w ciszy i kompletnym zapomnieniu umiera na świecie dziennie 26 tys. dzieci przed ukończeniem piątego roku życia, niestety, ale tę wiarę po prostu przekreśla.

        I to tyle z wesołych ciekawostek.

 

 

                                                               

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości