Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1463
BLOG

OLIMPIJSKIE ZMAGANIA Z MILIARDAMI

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 204

          Są trzy rodzaje złodziei: nieinteligentni, inteligentni oraz politycy i biznesmeni. Ci pierwsi po prostu kradną, nie licząc się z ewentualnymi konsekwencjami swojego czynu, w tym głównie dla nich. Chęć zawładnięcia cudzym mieniem jest tak wielka, że przewyższa instynkt samozachowawczy. To o nich mówi się, że kradną na żywca, albo że drą na chama w biały dzień i czasem tylko nieprzewidywalność głupoty, a przy tym wyjątkowej bezczelności sprawstwa pozwala im na chwilowe uniknięcie kary.

         Grupa druga to złodzieje planujący swój czyn tak, by zapewnić sobie stuprocentową pewność powodzenia akcji przy minimalizacji ryzyka wykrycia sprawcy. Tu warto dodać, że pojmanie winowajcy niekoniecznie świadczy o braku jego sprytu, a zatem i inteligencji, co raczej o popełnieniu błędu w realizacji planu i wykorzystaniu go przez organy ścigania.

         I wreszcie grupa trzecia to politycy i biznesmeni – ludzie, którzy jako jedyni mają szansę dokonywania kradzieży z przyzwoleniem istniejących przepisów lub bezkarnego wykorzystania ich  dwuznaczności, a rzadka wykrywalność ich przestępstw bierze się ze wzajemnego przenikania obu wymienionych grup i ich współpracy, często odpłatnej, z policją, prokuraturą i sądami.

         Jednak zasadnicza różnica, zwłaszcza pomiędzy grupą drugą i trzecią, polega na tym, że o ile grupa druga dba o niewykrywalność sprawcy, o tyle trzecia robi wszystko, by ukryć fakt samego sprawstwa. Co to znaczy?          Krótko mówiąc, dba o zamaskowanie faktu dokonania czynu zabronionego, co daje jej nieocenioną korzyść w postaci zakamuflowania swej roli w przestępczym procederze. Bo co ważne – i o tym nie zpominajmy - organy ścigania podejmują czynności nie w przypadku popełnienia przestępstwa, tylko po powzięciu informacji o jego popełnieniu. Myśląc nieco przekornie oznacza to, że choć przestępstwo faktycznie zostało popełnione, to do czasu oficjalnego pozyskania informacji o nim przez czynniki urzędowe i obywateli jego następstwa prawne nie istnieją. A zatem skoro nie zrodziło następstw, to choć brzmi to paradoskalnie nie zaistniało. Praktycznie bowiem brak wiedzy o dokonaniu kradzieży rodzi w świetle przepisów te same skutki, co jej niepopełnienie, czyli nie rodzi żadnych.

         Tak więc nawet nie niepojmanie wiadomego sprawcy, ale w ogóle brak świadomości sprawstwa jest tym, co określa się mianem przestępstwa doskonałego, dokonanego w białych rękawiczkach.

         Myślałem sobie o tym, zapijając herbatą niewesołe myśli podczas  oglądania olimpijskiej transmisji, a nie bez powodu przecież powstałe, bo napływające informacje o kosztach przygotowania zimowych igrzysk muszą każdemu zawrócić w głowie. Oczywiście rozumiem – można się pomylić w kosztorysie o kilka, kilkanaście, ba – niech będzie, że o sto procent nawet, ale gdy płaci się ponad czterysta procent drożej niż zaplanowano, to już nie głupota, nie przestępstwo – to coś więcej, czego w tym momencie, głównie z uwagi na skalę zjawiska, nie potrafię nawet nazwać.

         Owszem, sam zapłaciłem kiedyś osiem razy więcej niż w sklepie za puszki coca-coli, ale było to w Monaco, w małej kawiarence położonej w pobliżu pałacu księcia Rainiera, który wiedząc na pewno, że w upalny lipcowy dzień zwiedzam wraz z rodziną jego rezydencję, nie zaprosił nas do siebie i nie zaproponował nawet szklanki kranówy, stary kutwa. No ale była to szczególna sytuacja, dotycząca zresztą spraw groszowych, a nie istotnych dla egzystencji, więc można było sobie pozwolić.

         Zaraz, ale o czym tu ja?... Aha, o olimpiadzie. No więc niby w mediach mówi się o gigantycznej korupcji, niemniej właśnie wspomniana skala zjawiska poraża. Poraża tym bardziej dlatego, że trudno sobie wyobrazić, by władze państwa nie zatroszczyły się o antykorupcyjne zabezpieczenie przygotowywania takiej imprezy. Czyli mówiąc językiem Tuska – nie zaplanowały antykorupcyjnej tarczy. A nie zatroszczyły się – jest to pewne, o czym świadczy fakt, że wydano pięćdziesiąt miliardów, zamiast wstępnie planowanych siedmiu, a ostatecznie dwunastu. I choć w Vancouver faktyczny koszt igrzysk wzrósł z planowanych niecałych trzech miliardów do sześciu, czyli dwukrotnie, to trzeba wziąć pod uwage również koszt robocizny w obu państwach, który w Rosji jest czterokrotnie niższy.

         I tu podejrzliwy mój mózg zapalił lamkę pod napisem sugerującym,  że cała impreza była jednym wielkim skokiem na państwową kasę. Skokiem zaplanowanym od czasu zgłoszenia Soczi jako miejsca kolejnej olimpiady. Dlaczego? Tłuste lata masowej kradzieży państwowej własności, dokonywanej przez byłych i obecnych rosyjskich oligarchów we współdziałaniu z władzą, odeszły do lamusa. Zagarnianie publicznego mienia chochlą skończyło się, bo raz, że za wiele już go nie zostało, co ogranicza rabunek, a dwa, że złodziej złodziejowi patrzy na ręce bardziej niż kiedyś, we wczesnej fazie bandyckich przekształceń ustrojowych, gdy w obliczu gigantycznej masy majątkowej rzuconej na żer przestepczego procederu, rywalizacja z natury rzeczy była ograniczona. Nastała więc obecnie era posługiwania się łyżeczką do herbaty, z tym że ta jest cały czas w ruchu, zaczerpując zyski z oszustw podatkowych, niedopłacania pracowników, ustawiania przetargów i oszczędzania na jakości, zaś w przypadku polityków – z korupcji.

         No i wtedy ktoś wpadł na pomysł, iż trzeba zrobić w Rosji olimpiadę, żeby jak dawniej kraść miliardy w biały dzień, we współpracy z rządzącymi. Bo do rządzących należała decyzja właśnie. I władza ugięła się, nie tylko zresztą pod  wpływem podszeptów złodziejskiego biznesu. Nie, sama jest złodziejska ze swojej euroazjatyckiej natury, a dodatkowo, jako akt przyzwolenia, wykorzystała presję  rosyjskiego człowieka, który jak zawsze karmiony wódką i propagandą sukcesu, został o planach celowo powiadomiony. A skoro naród żąda wielkomocarstwowych wzruszeń najlepszości, największosci, najszybkości, najdroższości i w ogóle wszelkich naj, traktowanych jako patriotyczna zakąska pod gorzałkę, to obowiązkiem demokratycznej władzy jest mu je zapewnić. Dlatego ta, nieograniczona już krytyczną opinią ludu,  tak bardzo zabiegała o organizację igrzysk, z jednej strony czując na plecach oddech spragnionego sukcesu pospólstwa,  z drugiej - słusznie przewidująć szelest przelewanych na jej prywatne konta banknotów. Natomiast lud, żadając i dostając porcję przyrzeczonych i dowartościowujących go wzruszeń, nie dochodzi nawet ile co kosztowało, dlaczego tak drogo i co na tym traci. Na a jeśli samo społeczeństwo jest nieciekawe kto kradnie jego pieniądze, to państwo nie będzie wychodzić przed szereg najbardziej zainteresownych. A gdzieżby tam – po co zaraz ta śmieszna nadgorliwość?

         I w ten oto sposób, niejako zakulisowo, można zagarnąć trzydzieści osiem miliardów dolarów budżetowych pieniędzy, wypisując kosmicznie wysokie faktury, a oficjalnie walcząc o sportowe i propagandowe zyski. I wszystko bez ryzyka, powtarzam, bo choć publiczne pieniądze skradziono, to ani społeczeństwo, ani urzędy żadnej informacji o kradzieży nie przyjęły do wiadomości. Przyjęły tylko fakt, że nie ma ceny, której Rosja nie zapłaci za ostateczny propagandowy sukces. Dlatego przytaknięto głowami na znak zgody, budując obiekty sportowe zimowych igrzysk w bezśnieżnym mieście Soczi.

         A jeśli ktoś zapyta, kto naprawdę wygrał tę olimpiadę, to nie byli to sportowcy żadnego z biorących udział w zawodach kraju, ani nie społeczeństwo rosyjskie, które może zapisać na straty setki szpitali, szkół, placówek kulturalnych i ośrodków sportowych, zaprzepaszczonych na rzecz korupcyjnego utargu. Nie, wygrali ją ci, którzy przywłaszczyli gigantyczne sumy. Bez ryzyka i strat własnych, w ramach  prawdziwych olimpijskich zmagań z miliardami.

 

         Nie wiem tylko, dlaczego jakby przez mgłę przypomina mi się właśnie teraz, że kilka lat temu i u nas stadiony tak jakoś bardzo drogo budowano na organizowane do spółki z Ukraińcami mistrzostwa Europy w kopanej. Mistrzostwa, o których nieoficjalnie choć wcale nie szeptem mówi się, że zostały nam przyznane przez FIFA dzięki łapówkom cyrylicznych oligarchów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości