Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1120
BLOG

O podsłuchach inaczej, czyli w Lemingradzie bez zmian

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 31

        Czy pamiętacie Rurka? To taki gość odpowiedzialny za porządek w studiu TVN, którego Kamil Durczok potraktował niegdyś z góry na dół porcją furmańsakiej łaciny. A było przecież za co, bo biedny Rurek nie dopełnił obowiązków, wystawiając na oko kamery upaprany, a zdaniem Durczoka nawet ,,upier….ny stół”, przy którym on, czyli telewizyjna gwiazda, co wieczór zasiada, wprowadzając w stan maligny i tak już skołowanych Polaków. Porcja bluzgów była dość obfita, taka w sam raz, by na przykład obdzielić nią komentarz do państwowego pochówku z honorami, na dodatek w obrządku łacińskim i z biskupem w tle, byłego zruszczałego agenta Sowietów, zdroworozsądkowo podpatrywanego w kategoriach narodowych jako zdrajcy, a w kategoriach moralnych – kanalii. Można rzec nawet z żalem, że jak na biednego Rurka, było to stanowczo za dużo, a na spopielone truchło sowieckiego śmiecia w sam raz, choć osobiście czułbym wciąż głęboki niedosyt.

         Wróćmy jednak do durczokowych knajackich popisów. Otóż rzec można, że działając wbrew wszelkim normom kindersztuby, nie wspominając już o dziennikarskim profesjonalizmie i odpowiedzialności stacji za zachowanie jej pracowników, Kamil Durczok nie tylko nie poległ zawodowo z ,,ku…ą” na ustach, ale zyskał nawet sympatię polskiego motłochu. Dlaczego? To proste. Podglądany na co dzień jako telewizyjny niedostępny sztywniak i odległa osobowość medialna, raptem stał się bratem-łatą, takim ziomalem hołoty, który napotkany na ulicy jest nasz, polski, szarocodzienny niemal, ot facet  z sąsiedztwa, i choć niby mocno wyintelektualizowany, to przecież specyficznie, rzec można iż inaczej, bo rynsztokowo. A że rynsztok łączy nie tylko kloaki, ale i ludzi, zwłaszcza tych bardziej pośledniego autoramentu, przeto zjednoczeni knajackimi manierami nabrali Polacy do pana Kamila niekłamanej sympatii. Za to, że taki swojak, równiacha, no i że w ogóle.

         Jest jednak i inny aspekt tej sprawy, na który mało kto zwrócił uwagę. Otóż w pewnym momencie mocno nadąsany Durczok, któremu nieporuszona jego zachowaniem stylistka nakłada puder na twarz, wypowiada dziwną w takiej sytuacji kwestię, pytając, czy gdyby na stole leżało gówno, odpowiedzialny za studio też by je pokazał. No bo, jak dodaje, przecież widzowie, bo szacunek wobec nich, bo profesjonalizm oraz takie inne budujące słuchacza pierdoły. I oto raptem knajackość zaczyna mieszać się ze wzniosłością. Okazuje się więc, że gnojąc Rurka, medialna gwiazda robi to nie po to, by pofolgować swojemu chamstwu, nie tyle nawet w interesie stacji, ale przede wszystkim w interesie czteromilionowego odbiorcy, poczuwając się do odpowiedzialności przed widownią. Widownią, którą oni, Kamil Durczok i cała ekipa TVN, z wyjątkiem może skarconego anonimowego realizatora wizji,  traktują bardzo serio i z należnym jej respektem.

         A zatem, choć słowa dotknęły tego i owego, to przecież cała ustawka, bo była to ustawka – co do tego nie ma wątpliwości - miała na celu zareklamować profesjonalizm i szacunek, z jakimi walterowska telewizja traktuje Polaków.

         - Patrzcie - przekonywała wszystkich wulgarna scenka wrzucona przez ,,kogoś” na YouTube - z jakim zaangażowaniem zabiegamy i troszczymy się o was - naszego widza, jak staramy się być nienaganni, tacy tip-top, zupełnie jak z reklamówki BBC albo CNN, odwzorowani toczka w toczkę zgodnie ze standardami panującymi w… RTR-Płanieta? Co, że nasz człowiek przeklina? No bo się zdenerwował, ale jak najbardziej słusznie, broniąc waszych interesów, co tym bardziej pozytywnie o TVN świadczy.

          I to była ta główna informacja zakamuflowanego rynsztokowym językiem przekazu, łyknięta tak jakby przy okazji, nieświadomie niemal. A że dobrano specjalnie dla niej specyficzny język, by trafić nim w prymitywne, chamskie gusta, to już tylko plus dla piarowców, którzy pokerowo, choć w szulerskim stylu zagrali va bank. No cóż, ciemny lud nie takie bajery już kupił i przełknął. W ogóle przełknie wszystko, byle było czym popić, a przecież po 1989 o łatwośc dostępu do popitki zadbano jak nigdy przedtem – szynk stoi otworem na okragło ku radości zdegenerowanej hołoty.

         Od tamtej pory minęło kilka lat i oto do mediów trafia dziwne nagranie podsłuchanej w restauracji rozmowy. Aktorami sa tym razem minister spraw wewnetrznych Bartłomiej Sienkiewicz, czyli facet poniekąd od podsłuchów, z tym że to on ma podsłuchiwać innych, a nie inni jego, prezes NBP Marek Belka oraz szef gabinetu tego ostatniego, człowiek gruntownie wykształcony w Leningradzie i doszlifowany w PZPR, Sławomir Cytrycki. Wiadomo, szychy. Idą do knajpy, by ożerając się ,,za państwowe” w cenie 2000 złotych, a więc tym razem nie prostą kanapką z dorszem za niecałego dychala, pomówić o sprawach wagi państwowej, w tym o ewentualnym pozbyciu się dotychczasowego ministra finansów Jacka Rostowskiego. Ujmując rzecz w skrócie, chłop nie pasuje Belce, a skoro nie pasuje jemu, to nie może pasować też  Sienkiewiczowi, który prosi prezesa NBP o drobną przysługę – sfinansowanie rządowego deficytu przez bank centralny, co jest sprzeczne z prawem. Ale co tam prawo, w nosie z nim, skoro gra idzie o wielką sprawę – tę z gatunku racji stanu.  Oto Sienkiewicz obawiając się zwycięstwa PiS w wyborach, chce poprawić nastroje Polaków i im polepszyć, tak na niby znaczy, żeby później głosowali na PO. A że Rostowski na takie posunięcia walutą się nie zgodzi, więc trzeba się go pozbyć, co łączy ,,biznesowo” obu panów. I tyle, czyli jak w reklamie Raiffeisen Bank z Justyną Kowalczyk w tle, która, biedna, popadła ostatnio w depresję, nie mogąc chwilowo z przyczyn od niej niezależnych propagować uroków Rosji.

         Tu pomińmy rynsztokowy język ludzi elit, w tym hofmanowe w stylu opowieści o tym, kto ma jaką belkę, znaczy pałę, a mówiąc po części wytwornym językiem prezesa NBP – excuse-moi siusiaka, i przejdźmy do meritum. A meritum jest takie, że w rozmowie wysokich funkcjonariuszy, tak naprawdę nie ma nic szczególnego, bo mottem dyskusji są interesy władzy i państwa, notabene nie zawsze zbieżne, choć z wypowiedzi podsłuchanych wynika, że tak. Poza tym, jak globus okrągły, rządzący spotykają się w różnych miejscach, na przykład w USA podczas gry w golfa, gdzie pomiędzy wrzuceniem piłki do jednej dziury i nastepnej, zapadają decyzje nie tylko o charakterze państwowym, ale i miedzynarodowym. Nie podejrzewam również, by ich język i rubaszne dowcipy daleko odbiegały od wzorców polskich, co można wnioskować na bazie podsłuchanych czasem wypowiedzi różnych przywódców. Zresztą, co już wspomniałem wcześniej, motłoch się nie pogniewa, co najwyżej poczuje się zaskoczony, ale przyjemnie, gdy postrzegany polityczny sztywniakowaty oficjel uczłowiecza się w jego oczach z każdym bluzgiem.

         Wreszcie, wbrew pozorom, nagrana rozmowa wyraźnie świadczy o głębokiej trosce ministra i prezesa o stan spraw w kraju. Nawet wtedy, gdy chcą pozbyć się Rostowskiego i ułatwić wyborcze zwycięstwo PO, kierują się przecież wyłącznie interesem narodowym i państwowym – tak właśnie to wygląda, i daleko mi do żartów, wystarczy wczytać się w stenogramy. Bo czego obawia się Sienkiewicz? On obawia się rosnącego poparcia dla PiS, wygranej tej partii w wyborach parlamentarnych i przejęcia przez nią władzy. A dlaczego? Czy kierują nim względy osobiste, ewentualnie partyjny partykularyzm? Otóż nie, chodzi o to, że jego zdaniem wygrana PiS oznacza niebezpieczeństwo dla Polski. Posłuchajmy zresztą samego Sienkiewicza:

         ,,Tylko wiemy, że to się skończy katastrofą, ponieważ zwycięstwo PiS-u oznacza ucieczkę inwestorów, pogorszenie się warunków finansowych... i parę innych kłopocików, ale to już takich wewnątrz polskich.”

 

        I raptem, zaraz po przeczytaniu tego fragmentu, staje się jasne, iż w całej dmuchanej mocno sprawie nie chodzi o to, że Sienkiewicz został podsłuchany, ale o to, że sam kazał podsłuchać tę rozmowę i ją opublikować, aby zasiać w społeczeństwie ziarno lęku przed PiS-em. To właśnie był cel tej części rzekomej afery – podciąć na rok przed wyborami zaufanie do opozycji.

         Co, że niby jestem idiotą? Wolne żarty! Skoro Sienkiewicz wypowiada podobne opinie na temat partii Kaczyńskiego, a Belka je rozumie, to nie ja, a oni obaj musieliby być idiotami, by uwierzyć i łyknąć podobny propagandowy kit.  Kit przeznaczony dla mieszkańców polskich Lemingradów, takich jak ten na warszawskim Wilanowie, ale nie dla naszych szanowych rozmówców, którzy wiedzę statystyczną i prawdę o sytuacji ekonomicznej kraju mają w małym palcu. Ta zaś, wbrew temu co głosi Sienkiewicz, wygląda tak, że jeśli w roku 2005 wartość zagranicznych inwestycji w Polsce wynosiła około 11 miliardów dolarów, to zaledwie dwanaście miesięcy później, czyli w pierwszym roku rządów PiS podskoczyła dwukrotnie - do ponad 21.5 miliarda, a w następnym, 2007, osiagnęła najwyższy poziom w całym ćwierćwieczu III RP, wynosząc ponad 25.5 miliarda. Co ciekawe, znów rok później, już za rządów Platformy, inwestycje runęły na łeb, na szyję, bo aż o 40% w stosunku do roku poprzedniego, ustalając się na poziomie około 15 miliardów dolarów. Jeśli dodać do tego fakt, że dwa lata władzy partii Kaczyńskiego kojarzą się ludziom przytomnym z wielkim spadkiem bezrobocia i jednocześnie największym zaufaniem społecznym do sytuacji finansowej państwa, to zaczynamy rozumieć, iż celem rzekomej afery jest wykreowanie stanu zagrożenia kraju Kaczyńskim i jego partią, choć doświadczenie mówi, że nie ma się czego obawiać.

         Ale właśnie te uwagi Sienkiewicza, oprócz knajackiego języka i rechotu z prostackich dowcipów, zostaną zapamiętane przez czytacza, słuchacza i oglądacza niusów – uwagi o zagrożeniu interesów Polski PiS-em, a skoro Polski, to i ich indywidualnych interesów. Zamysł propagandowy tym bardziej wyłazi na wierzch, gdy sobie przypomnimy, że dla utkwienia hiobowej wieści pod czerepami motłochu, zapisy różnych podsłuchów dawkuje się w ratach, by najważniejszej myśli nie przykryć innymi ,,sensacjami”. Natomiast rzekome zdobycie taśm przez tygodnik ,,Wprost”, kierowany przez gacka o wyglądzie wiejskiego niedojdy, bardziej sprawnego we władaniu w czasie napadów bejsbolowym kijem niż piórem w dziennikarskiej robocie, który zaliczył karierę od bandziora do redaktora i może być łatwo szantażowany i wykorzystywany przez służby, tym bardziej rodzi podejrzenia. Tak samo, jak pobicie go w redakcji przez ludzi z ABW, po którym, bez śladów otrzymanych razów, Latkowski odpowiadał na pytania w trakcie zwołanej przez siebie konferencji.

         A więc, co ciekawe, to tygodnik Latkowskiego ,,Wprost” stanie się od dziś dla wielu Polaków medium wolnościowo-demokratycznym i prawdziwie opzozycyjnym, a nie jak dotąd ,,W Sieci” czy ,,Do Rzeczy”.  Ustrzelono więc dwie kaczki jednym strzałem, a w zasadzie trzy, bo kolejny podsłuch wyeliminował z politytki niewygodnego dla PO Nowaka. Czy uda się ustrzelić jeszcze kogoś? Zobaczymy. W każdym razie, póki co, nadal przestawia się poukładane klocki w polskich głowach, podważając uleżałe tam logiczne i mające potwierdzenie w faktach opinie. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale oto przykład.

         Niedawna rosyjka agresja na Ukrainę kompletnie skompromitowała polską politykę zagraniczną w zakresie bezpieczeństwa państwa, uprawianą przez PO i opartą na dyplomatycznych umizgach z Rosją, bliskich, niemal poddańczych w wykonaniu Radka stosunkach z Berlinem oraz na osłabieniu związków z USA, na których tak bardzo zależało Kaczyńskim. I choć premier Tusk błyskawicznie zmienił swoją politykę wobec Moskwy, niesmak po forsowanym przez niego latami flircie z Putinem pozostał. Aż tu nagle z podsłuchanej rozmowy Sikorskiego z Rostowskim dowiadujemy się czegoś zupełnie innego. Zresztą proszę, oto cytat:

         ,,Wiesz, że polsko-amerykański sojusz to jest nic niewarty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa -   stwierdza Sikorski.”

         I drugi:

         ,, Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy”

         Co ciekawe, rozmowa pochodzi rzekomo z przełomu stycznia i lutego, a więc sprzed rosyjskiej agresji na Krym. A to oznacza zupełnie coś innego, niż nam się wydawało, bo żadnej zmiany kursu po przejęciu władzy przez PO nie było, jako że za Tuska zawsze kochalismy się z Jankesami i byliśmy z nimi blisko, co z kolei konfliktowało nas z Rosją.

         Nachalnie propagandowy, prymitywny jak sam Radek socjotechniczny geszeft na pewno zamuli polskie mózgi, szczególnie gdy Olejnik lub Pochanke powołają się na ten fragment podsłuchu w rozmowie z jakimś pisowcem, traktując go jako dowód proamerykańskiej od zarania i uderzającej w interesy rosyjskie polityki Tuska.

         Podobne cele zakłada publikacja rozmowy Pawła Grasia  z szefem Orlenu Jackiem Krawcem. Nie przypadkiem nagłośniony jest fragment, w którym znów jak mantra pobrzmiewa zagrożenie Polski PiS-em po jego ewentualnym zwycięstwie wyborczym w 2015 roku. Oto ten moment:

         ,, Ryzyko jest takie, że przepier… Platforma wybory, przyjdą te oszołomy, kur…, i zrobią tu, kur…, kocioł taki, że wszyscy będą mieli... wiesz.”

         Biedny polski czytacz, zagrożony w swoim biologiczno-państwowym jestestwie. Mówiąc językiem obu cwaniaków - aż strach się, ku…, bać.

         Ale to nie wszystko, czym mają nasiąknąć łby motłochu. Oto kawałek dalej, w wulgarny, przemawiający do mentalnośc hołoty sposób, Graś zachwala stanowczość Tuska, zaprezentowaną w rozmowie z Cameronem w sprawie zaostrzenia przez Anglików polityki imigracyjnej. Czytaj, ludu, jakiego masz przywódcę, który troszczy się o ciebie:

         ,, …Donald z nim od razu rozmawiał przez telefon, więc go opier… tak, kur…, że szkoda, że tej rozmowy nie nagraliśmy, kur…, go tak zje….

        No co tam język, gdy chodzi o tak ważne sprawy, prawda?

         I wreszcie wzmianka o Schetynie, jako dolnośląskim dyktatorze, tłumacząca odsunięcie z gry dawnego kumpla platformianego herszta, przed którym Graś przestrzega ciemny lud:

         ,,Zresztą to widać po tym Dolnym Śląsku, jak tam, kur…, ludzie odetchnęli stary, jakby się z kolan podnieśli, jakby ich z jakiejś, kur..., niewoli egipskiej wyprowadzić, tak ich wszystkich tam terroryzował, za mordę trzymał, że teraz nawet jego zwolennicy oddychają z ulgą, że się skończyło, jak się skończyło.”

        Panowie socjotechnicy, bujać to my, a nie nas. A wy, chamy, myślcie, bo to nie boli.

         Jednak w medialnycnh wrzutkach propagandowej ściemy nie chodzi tylko o to, by coś politycznie ugrać, kogoś wyeliminować, czy w miejsce faktów wstawić fakty medialne. Nie, czasem robi się kilkudniowe zamieszanie niusem funta kłaków wartym, by coś przysłonić, odwrócić uwagę od ważnych społecznie wydarzeń. A na dowód przykład, tym razem medialnie wagi lekkiej, ale ważny, bo przykrywający niewygodny dla PO temat Mariusza Kamińskiego.

        Mam na myśli głośną sprawę ,,drogowego bandyty”. Jakoś nie wybiła się w  niusach informacja, łatwa do dostrzeżenia na filmiku, że kierowcy BMW towarzyszy stale trzech motocyklistów, którzy na wielu odcinkach nawet go wyprzedzają. Czyli mamy już nie jedną, a cztery osoby do odnalezienia, co o tyle ułatwia sprawę, że znamy motocykle i sylwetki piratów drogowych, uchwyconych okiem samochodowej kamery, nie wspominając już o miejskim monitoringu.

         Czy zatem ,,nieuchwytny bandyta” sam łamał przepisy, czy był… konwojowany? A jeśli tak, to przez kogo? I dlaczego nie mówi o tym dyżurny policjant TVN , Dziewulski? A w ogóle czy ma on prawo do opiniowania takich spraw, w tym ostrej krytyki amatora szybkiej jazdy, skoro sam był zatrzymany za poruszanie się po stołecznych ulicach bolidem? Albo dlaczego nikt nie przypomina innego pirata, jeszcze wtedy marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego, którego limuzyna zniknęła z oczu dziennikarzom, jadącym za nim nocą ulicami Warszawy z prędkością 140 km/godz? Ciekawe, kto naprawdę zrobił ten filmik, bo po co i czemu aż tak bardzo nagłośnił – to wiadomo.

         Sa ludzie, którzy patrząc, nie widzą i słuchając – nie słyszą. Albo kierowani własnym interesem lub zwykłą bojaźnią nie chcą widzieć ani słyszeć, co choć stawia ich wyżej intelektualnie, niż tych pierwszych, to moralnie sytuuje bliżej rynsztoka. No a poza tym – i tu zgadzam się z podsłuchanym Sikorskim, choć w połowie tylko – to nie Polacy, ale polscy mieszkańcy Lemingradu posiadają płytką dumę i niską samoocenę. Czy to murzyńskość, jak powiada Radek? Raczej zatrzymane w rozwoju polactwo - zapyziałe intelektualnie i zjełczałe moralnie, przez co można je ulepić, jak się chce, w tym również przy pomocy sprytnie podsuniętych podsłuchów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka