Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
2612
BLOG

Sąd niezawisły

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 117

         Niedawno usłyszałem prawdę, na dodatek objawioną ustami ojca narodu, który powiedział, że to nie politycy, a sądy decydują o ważności wyborów. Oczywiście niezawisłe, bo w Polsce innych nie ma i dlatego pan prezydent od razu na nie wskazał, dyktując zapewne chwilę później w zaciszu gabinetu, co który i w jakiej sprawie ma orzec. No ale że sądy nic na gębę – o nie, zwłaszcza po słynnej wpadce jaką zaliczył nadgorliwy gdański sędzia Ryszard Milewski, więc wyśle się umyślnego, który dostarczy odpowiednie instrukcje na pismie. Ma się rozumieć, że z adnotacją natychmiastowego skonsumowania dowodu, znaczy pomienionego pisma przez jego adresata. A gdyby ten się uchylał od poleceń, to znaczy i od konsumpcji, i wydania jedynie słusznego wyroku stwierdzającego ważność wyborów, wtedy sędziego zastąpi się innym, bardziej spolegliwym jakby. Natomiast do tego pierwszego, który wydaje się cokolwiek oporny, przyjedzie już inny umyślny. I zaraz po jego wizycie sędzia wiele rzeczy zrozumie, a kto wie – może nawet nabierze przekonania, że samobójstwo może być jedynym wyrazem spodziewanej po nim samokrytyki.

         Wróćmy jednak do myśli objawionej. Otóż ta wskazuje, jak bardzo demokratyczne jest nasze państwo, którego prawa nie dopuszczają powtórzenia wyborów. A dlaczego? Bo nasi obywatele są na tyle odpowiedzialni, zwłaszcza po drobnej korekcie ich wyborczej woli, natomiast rządzące elity tak bardzo przesiąknięte duchem legalizmu, że żaden antykonstytucyjny geszeft z definicji nie wchodzi w grę. Ba, mało tego, bowiem ten, który w to nie wierzy, co nie daj Bóg, a na dodatek wywrotowo głosi, iż jest inaczej - co jeszcze gorzej, musi być nie tylko człowiekiem do cna złym i nieodpowiedzialnym, ale wręcz podpalaczem Polski.

         Dlatego nie fakty, ale ich interpretacja zaświadczają o braku znamion winy po stronie ludzi odpowiedzialnych za organizację wyborów. No bo i jak, jeśli nie na ich korzyść przemawiają okoliczności, w tym tygodniowe liczenie głosów, skala rozpiętości pomiędzy wskazaniami Ipsosu a ostatecznymi rezultatami, czy chocby doskonały wynik marginalnej politycznie partii, wyższy od comiesiecznych sondażowych wskazań udzielanego jej poparcia o blisko 400 procent.  

         Zresztą niby dlaczego nie mielibyśmy im wierzyć? Czy bardziej zaufamy komuś, kto zapytany ile jest osiem razy osiem, podejrzanie odpowie natychmiast – tak zupełnie bez przemyślenia, czy komuś, kto wyjmie liczydła i mozolnie, krok po kroku, dając z siebie mrówczy wysiłek, po kilku dniach ogłosi, że sześćdziesiąt osiem? Oczywiście, że temu drugiemu, prawda? Albo tajemniczy niby wzrost poparcia. Przecież jeśli dotrze do kogoś, że gdy przegra jego sponsor, wtedy on i rodzina stracą pracę, to nie jeden, ale i cztery głosy wrzuci na kandydata, któremu tak wiele zawdziecza. Wreszcie to ciagłe, nudne już podkreślanie kwesti nieważności jednej piątej głosów jako oczywistego dowodu manipulacji. Zaraz, a czyja to niby wina, skoro lud w swej części wyrósł nam rozgarnięty jak kupa śmieci i krzyżyka nie potrafi postawić przy odpowiednim kandydacie, tylko ze szkodą dla Polski na pisowca głos uparcie oddaje? Wtedy siłą rzeczy należy dopisać drugi krzyżyk, bo wiadomo – skoro dwa minusy dają plus, czy jakoś tak, znaczy krzyżyk, to logiczne jest, że dwa krzyżyki dają minus, co powoduje, że tyle pisiaka w samorządzie zobaczą. Przecież jakaś odpowiedzialnośc za kraj musi istnieć i dobrze, że są ludzie świadomi swego obowiązku, a z tym i swej historycznej roli. Ludzie dyspozycyjnie uczciwi, którzy rozumieją docierający do nich przekaz – ten z kraju, i ten z zagranicy.

         No ale czy oni wszyscy, ci lojalni i odpowiedzialni mogliby istnieć bez słowa zachęty, bez wyrazów wdzięczności, bez wspierających ich wiekopomne dzieło orzeczeń sądowych? Nie mogliby. I dlatego zrozumiałą wydaje się postawa władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, które wspólnie, niemal ręka rękę myjąc, prowadzą kraj drogą postępu, na przekór zaściankowemu obskurantyzmowi, na przekór trącającemu myszą bogoojczyźnianemu patriotyzmowi, na przekór przesądom równości i wolności, i w końcu na przekór pisowskiej… Przekorze? No tak, ale nie naprzeciw tankom, bo tym naprzeciw wyjdą ci drudzy.

         A zatem ma rację ojciec narodu, mówiąc, że sądy decydują o ważności wyborów, choćby nawet nie zaświadczały o tym dowody i poszlaki. Bo sądy są zawsze tą instytucją, która orzeka w sprawie popełnionych przestępstw. Czyli właśnie w sprawie ostatnich wyborów powinny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka