Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
580
BLOG

Zwycięzca bierze wszystko

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 15

         W lemingowie, moi drodzy, niestety, ale bez zmian - od lat zajeżdża nudną propagandową malizną i wizerunkową taniochą, której by nie kupili nawet mieszkańcy cyrylicznego imperium. Bo tam, żeby coś udowodnić, a przede wszystkim wyzwolić w ludziach poczucie wspólnej racji, no i rzecz jasna przekonać ich do własnej głodnej, zawsze chłonnej perkalu i paciorków wielkości, takiej ponad wszystko, trzeba co najmniej wywołać jakąś małą wojnę. Czyli co? Ano właśnie, należy się starać. Natomiast w Polsce wystarczy przemawiać do chciejstwa i lęków motłochu.

         Mówiąc nieco bardziej wprost, chodzi o to, że w naszym prowicjonalnym zaścianku każdemu politycznemu wydarzeniu wciąż towarzyszy oklepane pytanie, sprowadzające aktywność elit do sukcesu lub porażki. Oczywiśćie nie spodziewajmy się jakichś sensacji – Boże uchowaj! Sprawy zostały ustalone już dawno i oto zgodnie z wolą mediów prorządowej narracji wszystko co robi władza zostaje ostęplowane sukcesem, natomiast porażką z założenia dotknięte bywają poczynania opozycji. I odwrotnie, media proopozycyjne uparły się postrzegać świat jakby na przekór tym pierwszym, widząc zwycięzców i przegranych zupełnie inaczej.

         Jasne jest, że nie ma lepszego sposobu udowodnienia ludziom cierpiącym na konieczność okresowego poparcia trafności ich decyzji dotyczących zadekowania się po jednej lub drugiej stronie barykady, niż wykazanie, że postawili na właściwego konia. Stąd też bierze się stałe informowanie, ewentualnie - o ile sytuacja do tego zmusza - stałe przekonywanie o sukcesach osób i ugrupowań popieranych oraz o porażkach ich przeciwników. Bo przecież popierając zwycięzców sami do nich należymy.

         The winner takes it all / The loser standing small - tak kiedyś śpiewała Abba, a w naszej polskiej przypowiastce owe zwycięstwa - te prawdziwe i urojone - przekładają się na poparcie wyborców, i odwrotnie - porażki pomniejszają ich szeregi. I jest to tak normalne, że truizmem byłoby o tym pisać, albowiem jak świat światem ludzie zawsze odchodzili od przegranych. Sęk jednak w tym, że oprócz słów, to znaczy zręczności z jaką posługują się nimi piarowscy szermierze wywołujący zbitkami kolejnych dezinformacji pożadane wrażenie na odbiorcach, a z tym ich reakcje, tak naprawdę w wielu przypadkach nic nie potwierdza bezczelnie zmanipulowanych ocen wydarzeń. Ale czy to istotne, skoro mechanizm działa? Nie, nie jest istotne, bo liczy się efekt zamieniony na nastroje tłumu, a tym samym na wzrost sondaży poparcia jednych i spadek drugich.

         Będąc odpornym na emocje, a więc neutralnym odbiorcą rodzimych mediów, można nabrać przekonania, że w Polsce zarówno obraz świata jak i sposób jego oceny stały się płynne, że nie ma raz na zawsze zapadłych ustaleń, co jest czarne, a co białe, co dobre lub złe, brzydkie lub ładne, mądre lub głupie. A nie ma, bowiem wszystko zależy od politycznych  sympatii. Dlatego ów neuturalny obserwator nieszczęśliwie dopasiony z obu karmideł medialnej strawy – prorządowej i proopozycyjnej, ostatecznie pogubi się w domysłach, co jest prawdą, a co blagą. I do tej pory nie wie, czy w sprawie emisji CO2 rząd przyjął dobre dla Polski, czy złe ustalenia, czy pierwsza wizyta premier Kopacz w Niemczech była jej klęską, czy zwycięstwem, czy Adam Hoffman i spółka podkradali pieniądze z publicznej kasy, czy de facto do niej dokładali z powodu niedofinansowania poselskich wyjazdów, i czy na przykład marsz 13 grudnia był sukcesem, czy porażką PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Ba, mało tego, bowiem czytając oba prawicowe tygodniki nie może wyrobi sobie zdania na temat postawy moralnej Witolda Kieżuna, bo dwóm znanym i uznanym naukowcom zachciało się diametralnie różnie odczytywać te same historyczne źródła.

         Wracam więc do początkowej myśli  - w lewacko-prawackim lemingowie póki co, bez zmian. Dla wizerunku sukcesu i klęski stworzono medialną rzeczywistość, w której propagandowy mechanizm zwalczających się stron przypisał ludziom i zjawiskom przeciwstawne cechy i ich oceny. I ci, którzy są na marginesie politycznego sporu, zaczęli postrzegać rzeczy podwójnie – raz tak, raz odwrotnie, wierząc z czasem, że nie istnieje nic, zwłaszcza świat wartości, który jest zdecydowanie określony do końca, że nie ma tam czegoś stałego, bo wszystko jest płynne. W przypadku polskiego życia politycznego mniej więcej tak, jak w ulicznym rynsztoku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka