Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1900
BLOG

Demokracja kretynów

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 30

         Sposób w jaki w tym roku społeczność filmowa Ameryki obeszła się z nominacjami aktorskimi do Oscarów przekracza możliwości pały peerelowskiego milicjanta. Wypada nawet uznać, że Akademia dała popis ukrywanego na co dzień rasizmu, który nie tylko że wyszczerzył białe kły, ale i wypiął się całkiem dyskryminująco, też na biało, w stronę zawiedzionej kolorowej mniejszości. No bo jak to tak, żeby razem do kupy wytypować dwadzieścia osób, po dziesięć w rolach męskich i żeńskich, pierwszo i drugoplanowych, a wsród nich ani jednego Afroamerykanina, Latynoamerykanina, Azjatoamerykanina, Indianoamerykanina, ani żadnego innego, który nie byłby takim zwykłym białym jankesem? Przecież już dawno należałoby ustanowić patrytet procentowy i nikt nie poczułby się pokrzywdzony.

         Zgodnie z takim rozwiązaniem Latynosom należałyby się trzy kandydatury, jako że ich udział w ogólnej liczbie ludności USA wynosi około 16 %. To znaczy oficjalne trzy, bo dodatkowo jedna, nieoficjalna, przyznawana byłaby na poczet nielegalnych. Natomiast ludności czarnej przypadłyby dwie, bo jest ich 12.6 %. Zaś Azjatom jedna za 4.8% obecności w populacji cywilizowanej Ameryki. I tak dalej, choć tam, czyli dalej właśnie odnotowano by już wyłącznie ułamki. A ponieważ udział procentowy ludności białej wciąż dominuje, oscylując gdzieś w granicach 70%, nie byłoby dla niej ani krzywdą, ani przywilejem, gdyby jej  przedstawiciele otrzymali czternaście zgłoszeń. I jeśli zastosowano by takie właśnie rozwiązanie, na portalach społecznościowych nie pojawiłby się hasztag #OscarsSoWhite, zapowiadający kłopoty z tych lat, gdy Afroamerykanie domagali się stanowczo swej obecnośći na oscarowej gali.

         Rzecz jasna nie obawiajmy się, że na tegoroczne rozdanie Oscarów wtargnie kilku niezadowolonych facetów z kałachami, prujących po oczach członków Akademii. Za co? Jasne za co -  za całokształt, czyli za rasową  krótkowzroczność i ubliżanie zasadom politycznej poprawności, przez co cały świat pokryłby się hasłami I am Oscar.  Ale spokojnie, tak źle nie będzie, niemniej osad w postaci żalu i rozlanej żółci pozostanie.

         Zaprezentowany wyżej ,,sposób na kilka osób”, mocno pokąsanych rasistowskim traktowaniem sztuki, wydaje się być logiczny i sprawiedliwy, tym bardziej że podobny, dzielący nominacje pół na pół pomiędzy kobiety i mężczyzn, istnieje od początku tej imprezy. To znaczy sprawiedliwy, ale jednak też nie do końca. Zapomnieliśmy bowiem o parytecie dla heteroseksualnych i reszty, która jak to reszta, do niedawna była jeszcze milczeniem, a obecnie dość wrzeszcząco wyszła z szafy i na pewno zażąda oddzielnych statuetek, bo na symbolicznej tęczy, małżeństwach jednopłciwych i adopcji apetyt na uprzywilejowaną demokrację im się nie skończy.

         Dobra, 10% Amerykanów przyznaje się do homoseksualizmu. To dużo, nawet bardzo i nie wiadomo skąd owo coś bierze się w takich ilościach - może od jedzenia hamburgerów z nieświeżych krów, picia gazowanych świństw, żucia gumy lub po prostu z nudy i braku wyobraźni, jakie fundują młodym ludziom bogate demokracje. W każdym razie tak jest i nie ma sensu się zastanawiać. A zatem dla gejów i lesbijek przypadłoby po jednej nominacji. Pytanie tylko, w której grupie rasowej? Bo nie daj Boże wetkniemy geja Latynosom, z których każdy ma się za macho, i zaraz będzie skandal z mordobiciem włącznie. Okej, robimy tak: geja podrzucamy białym lub czarnym, bo im to ganc pomada, choć skoro o pomadzie już mowa, to ta mimo wszystko bliższa jest właśnie gatunkowi Hispanics. Tak samo rozwiążemy problem z lesbijkami. A za zrozumienie dla machismo Latynosi - głównie z wdzięczności - dostarczą członkom Akademii najlepszy gatunek kokainy, traktowanej w tych kręgach jak artykuł pierwszej potrzeby, bardziej nawet niż chleb powszedni z coca-colą razem, i wszyscy będą zadowoleni.

         Uf, kolejny problem z głowy. To teraz pozostał już tylko parytet religijny, ale ten wydaje się najprostszy, bo w Hollywood chyba jedynie Matthew McConaughey całkiem oficjalnie i zupełnie serio obcuje na co dzień z Panem Bogiem, poczynając od wspólnego śniadania. Natomiast reszta artystów i artystek wyłącznie wtedy, gdy przypadnie im związana z wiarą rola - na przykład mordercy-psychopaty albo księdza pedofila. Tu jednak znów mając na uwadze paryską strzelaninę, przyznałbym jedną nominację wyłacznie dla aktorów, a głównie aktorek reprezentujących islam - zwłaszcza ten walczący, co można by było od razy nominować w gatunku dokumentu. Oczywiście chodziłoby o role odgrywane w pełnej burce, jako że przestrzeganie purdahu stawia nowe, nieznane dotąd w sztuce wyzwania - nie tyle aktorkom, co publiczności.

          I tak oto przy odrobinie dobrej woli, a głównie szczypcie zidiocenia, jaką funduje nam współczesny świat, możemy jednym ujmując, innym dodając, a w każdym razie panując i nad emocjami, i nad sposobem myślenia obu grup, stworzyć warunki bezkonfliktowości, w których ludziom żyłoby się lepiej. Oczywiście nie tym normalnym, którzy już teraz, w wigilię demokracji kretynów, czują się cokolwiek do dupy. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo