Polak potrafi i na dowód tej jakże słusznej opinii udało się nam podpalić stalowy most. A dokonaliśmy tego głównie po to, by jakiś pętaczyna nie pomyślał sobie, Boże uchowaj, że czegoś nie umiemy zrobić. I to nie w trakcie wojny, gdy w ogólnym a złośliwie przypisywanym nam bałaganie obrzucilibyśmy go przez pomyłkę napalmem lub termitem - swój własny most znaczy. Nie, w czasie pokoju, podczas wydawałoby się normalnego, niezakłóconego bombardowaniami i ogólną rozpierduchą działania straży pożarnej. Po prostu wystarczyło trochę drewna i dziewczynka z zapałkami, by żelazo zapłonęło niczym jedynie słuszna tęcza. Słowem, po prostu szok!
Ale na tym nie koniec, bo okazuje się, że można było przewidzieć, przygotować się, zaradzić. Oto już w czwartek pisowski kandydat na prezydenta został obfotografowany na narciarskim stoku. I wszystko było ważne w tej informacji, że to propagandowa wrzuta, że namówiono jakiegoś posła PiS, by ten się przewrócił i złamał nogę, dając Dudzie pijarowską szansę udzielenia mu pomocy, i że kandydat potarfi lepiej od prezydenta Bronka szusować. Ale, niestety, pominięto jeden szczegół, ten najważniejszy, a mianowicie że na koszulce z numerem startowym Duda miał wypisane wielkimi literami słowo MOSTY. Tak więc już na dwa dni przed katastrofą przewidział i w sposób oczywisty ostrzegał Polaków przed grożącą im katastrofą. Jednak jak to powiada pewien profesor, bydło nie dostrzegło, nie zrozumiało, nie doceniło wysiłków proroka, a nawet gdyby dostrzegło i zrozumiało, i tak zgodnie z polską naturą olałoby jego starania.
A zatem nie pozostaje nam nic innego, tylko od dziś wypatrywać innch sygnałów dochodzących ze strony prezydenckiego kandydata. I gdy na jego koszulce zagoszczą napisy LOT lub PKP, wystrzegajmy się korzystania z usług tych przewoźników. Tak samo jak wtedy, gdy powie idź, idźmy, kiedy powie walcz, walczmy, a gdy powie głosuj na mnie, głosujmy.
