Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
2447
BLOG

Oscar widziany z toalety

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Kultura Obserwuj notkę 56

      ,,Dowiedziałam się o tej wiadomości w trochę specyficznych warunkach, bo jak raz wyszłyśmy z Agatą na korytarz napić się wina i skorzystać z toalety.”

         Tak opowiadała Agata Trzebuchowska, polska nieaktorka grająca tytułową bohaterkę w obrazie Pawlikowskiego ,,Ida”, o przyznaniu Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. A ponieważ to przepowiedziałem, przerwę na moment, by doszyć sobie kolejną baretkę do podomki, zaświadczającą o moich życiowych przewagach, i zaraz potem wracam do tematu. No, bardzo ładnie wygląda, tyle że miejsca zaczyna brakować. Ale to nic, kolejne przyfastryguję do bielizny.

         Dobrze, możemy kontynuować. Otóż w życiu każdego aktora, ba, każdego współtwórcy filmu, najważniejszą, tą wymarzoną i wyśnioną chwilą jest przyznanie Oscara. I nie oszukujmy się, że za bardziej istotną, bo prestiżową artystycznie należy uznać nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej, Złotą Palmę, Złotego Niedźwiedzia, Złotego Lwa czy cokolwiek innego w tej branży, co jest ze złota lub tombaku. Nie, w dziedzinie kinematografii najważniejszym wyróżnieniem, przynoszącym nie tylko sławę, ale i uruchamiającym napływ filmowych propozycji, a z tym gotówki, jest właśnie statuetka przyznawana przez Amerykańską Akademię Wiedzy i Sztuki Filmowej. I nie ma co ironizować z odmienności zaoceanicznego świata, pokpiwać z atmosfery towarzyszącej tamtejszym artystycznym galom i napuszać się swoją europejską lepszością, co przydarzyło się Pawlikowskiemu, gdy nie przyznano mu Złotego Globu. Wtedy, w trakcie udzielanego wywiadu tak komicznie się nadąsał, że niefortunnie wspomniał nawet z uśmieszkiem o antropologicznych doświadczeniach, które rzekomo nabył w Ameryce. Ale już miesiąc później, czując wymowę miejsca, w którym stanął ze statuetką, nie dał się niemal siłą ściagnąć ze sceny. No i na antropologiczne badania dziwnie jakoś stracił ochotę.

         Co jednak ciekawe, w trakcie odbioru Oscara, w drodze na scenę miały mu towarzyszyć obie polskie aktorki, Kulesza i Trzebuchowska, które przybyły z Pawlikowskim do Los Anegeles. Niestety, potrzeba chlapnięcia sobie winka, bez którego Polki nie potrafią już żyć, a co wynika z tak zwanej polskiej rzeczywistości serialowej, oraz silna potrzeba skorzystania z miejscowej sławojki okazały się silniejsze, niż ciekawość wydarzenia, za kontakt z którym ktoś opłacił im przelot i pobyt. Trzebuchowska, która aktorką nie jest i z tym zawodem przyszłości nie łączy, co nawet cieszy, bo od czasu Bustera Keatona jest jedyną osobą, jakiej udało się nie zmienić wyrazu twarzy przez cały film, po przylocie do Warszawy odgrażała się, że chce zająć się reżyserią. Nie wiedziałem, czy mam zacząć już się bać, ale ochłonąłem, uświadamiając sobie, że przecież to jeszcze odległa przyszłość, na którą nie wiem czy mnie stać. W każdym razie i Trzebuchowska z filmowymi przecież ambicjami, i Kulesza jako zawodowa aktorka – obie po prostu się ośmieszyły, bo to tak, jak być w Rzymie i papieża nie widzieć.  A może nawet gorzej, bo wyskoczyły na siusiu i ,,jednego” niemal w trakcie trwania audiencji. Tym bardziej że wątpię, aby kiedykolwiek miały jeszcze szansę znalezienia się w Los Angeles na czerwonym dywanie.

         Jednak sprawa zatacza nieco szerszy krąg i nie powinna być odbierana wyłącznie w kategoriach prywatnej straty i kompromitacji obu Polek, które w sposób żałosny tłumaczą się zmianą programu uroczystości. Nie, bo ich obecność na scenie w Dolby Theatre, gdzie odbywają się oscarowe ceremonie, to przecież sprawa reprezentowania kraju, podkreślenia jego znaczenia w światowym dorobku kinematografii i przypomnienia o tym, jak wspaniałych mamy artystów w czasie, gdy nie posiadamy nic innego, czym można byłoby się pochwalić. Oficjalnie poza tym pojedyńczym reżyserem, notabene wychowanym i wyksztaconym w Londynie. I całe szczęście, że Pawlikowskiemu również nie zachciało się ,,przypudrować nosa” i chlapnąć klieliszka wina w tym ważnym momencie. Dziekując jednak pracownikom filmowej ekipy, dorzucił trzy grosze do odświeżenia stereotypu o Polakach, żartując, że na pewno wszyscy są teraz pijani. Czy ta nie na miejscu uwaga dotyczyła również obu aktorek? Kto to wie - może nawet była trafna.

         Jedno jest pewne. Otóż gdy za ileś lat ktoś zapyta jedną z Agat, Trzebuchowskę lub Kuleszę, by opowiedziała, jak wyglądał moment wręczania Oscara dla polskiego filmu widziany od strony sceny, odpowie pewnie to samo, co w załączonym na wstępie cytacie – że dowiedziała się o tym w ,,specyficznych warunkach”. A mówiąc wprost, siedząc w kiblu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura