Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
749
BLOG

Na kłopoty... aquapark

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 30

        Słupsk to takie miasto, gdzie jak ichniejszego prezydenta boli pupa, to znaczy, że było dobrze. Oczywiście dobrze jemu, a nie słupszczanom, bo tym raczej nie do śmiechu. I choć wybór geja na ojca pomorskiego grodu przyczynił się do postrzegania tamtejszych mieszkańców jako forpoczty zachodniej cokolwiek skretyniałej cywilizacji, wysuniętej na wschód od Odry, to sytuacji finansowej magistratu nie poprawił. A to dziwne, bo ten i ów miał nawet trochę uzasadnioną nadzieję, że w ramach nagrody za poprawność, tolerancję i niehomofobiczność oraz z uwagi na powszechne krzewienie progejowskiej propagandy świat – czymkolwiek by on był - wyciągnie sympatyków niedawno ustalonej całkiem nowej seksualnej normalności z dziury. Rzecz jasna z dziury finasowej.

         Dziś jest jeszcze gorzej, bo ze świecącej pustkami kasy Słupsk wyrokiem sądu arbitrażowego musi zapłacić 20 mln złotych kary puławskiej firmie Termochem, usuniętej z placu budowy miejscowego aquaparku przez poprzedniego, eseldowskiego prezydenta. Od tej decyzji nie przysługuje odwołanie i w przypadku niespłacenia orzeczonej sumy w ciągu 30 dni konta magistratu zostaną zajęte przez komornika.

         Czy to koniec hiobowych wieści? Nie, to dopiero początek. Słupsk jest jednym z najbardziej zadłużonych miast Polski, bo aż na sumę 260 mln złotych. Jak i tego byłoby mało, przydzielone mu w wysokości 20 mln złotych unijne dotacje na budowę aquaparku mogą teraz zostać odebrane, o ile magistrat nie rozliczy się z nich w terminie. Ale i to jeszcze nie całość zmartwień. Rozpoczęta bowiem budowa została przerwana w toku, przy stanie 70% realizacji inwestycji. Teraz, gdyby nawet cudem znaleziono fundusze na jej kontunuację, sfinalizowanie aquaparku pochłonęłoby nie planowane w 2011 roku 57 milionów, tylko ponad 76 milionów złotych. Tak więc miasto stanęło na skraju bankructwa, co aż prosi się o kolokwialne podsumowanie, że głupotą i niegospodarnością dało tyłka. No a z tego nawet Robert Biedroń nie może czuć się zadowolony i w pełni spełniony, bo tym razem mam na myśli jego prezydenckie funkcje.

         Ale nie to jest ważne w całej tej smutej przecież historyjce. Istotne pytanie brzmi bowiem tak: po co zadłużonemu już wtedy Słupskowi, borykającemu się z prawie 11-procentowym bezrobociem i problemami ze ściąganiem do siebie inwestycji, jakiś cholernie drogi aquapark? Czy dzięki niemu coraz ubożsi Słupczanie poczuliby się bardziej wypasieni, opici, zrelaksowani, a przede wszystkim czyści? Czy ściągnęłoby to do miasta turystów, odbierając ich niedalekim plażom Bałtyku? Czy nagoniłoby przemysł i zwiekszyło ilość miejsc pracy? Wątpię. Natomiast wiem z całą pewnością, podobnie jak inni świadomi sposobów na inteligentny geszeft ludzie, że najwieksze i zarazem trudne do udowodnienia przekręty robi się na samorządowych i państwowych inwestycjach, zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzą unijne dotacje. Ba, powiem więcej, uważam że celem samym w sobie wielu gigantycznych, średnich i małych inwestycji, zresztą nie tylko prowadzonych w Polsce, nie są żadne szczytne hasełka, głoszące, że będzie lepiej, łatwiej, taniej i piękniej, bo coś z tego i tak otrzymuje się niekiedy w geszeftorodnym pakiecie – powiedzmy, iż trochę przy okazji. Nie, celem jest kryminogenny z założenia podział tortu, kasiory, szmalu czy jak tam jeszcze nienasycony biznes określa korupcyjnie osiągnięty zysk.

         W styczniu tego roku nowy prezydent przedstawił trzy rozwiązania problemu przerwanej budowy, a wszystkie na poziomie ucznia gimnazjum: sprzedaż niedokończonej inwestycji, partnerstwo publiczno-prywatne, czyli znalezienie współinwestora – czytaj frajera, i wreszcie sfinalizowanie prac przez miasto, co nazwał planem katastroficznym. Niestety wyszło jeszcze gorzej, niż to sobie zakładał. A ciekawe, że jako prezydencki kandydat musiał przecież znać czekające go kłopoty, w tym sprawę parku wodnego, dołującego i tak już wysokie zobowiązania finansowe magistratu. Czyli wynika z tego jasno, że antidotum na zbliżającą się bankrucję nie miał. Natomiast stał się znany nie tyle z programu ratowania miasta, co z dwóch głośnych spraw. Jednej, tej najświeższej, związanej z zakazem występu cyrku na terenach miejskich z uwagi na sprzeciw wobec brutalnego zdaniem Biedronia traktowania zwierząt na arenie, oraz starszej, jaką było pozyskiwanie sympatii miejscowych wyborców rozdawaniem im jabłek.

         Dobry Boże, cóż to za nieuświadomieni źródłami wiary katoliccy ludkowie z tych Polaków, skoro dali się skusić gejowi, i to właśnie jabłkiem? Hm, a tak w ogóle, to coś mi się wydaje, że przyjazd cyrku do Słupska za prezydentury pana Roberta to niemal noszenie drewna do lasu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości