Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
456
BLOG

Wieczorna wizyta

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 22

        Każdy dzień w mediach musi mieć swój temat, najlepiej jeśli już z rana, ciepły i chrupiący niczym bułeczki ministra Krasińskiego. Szkoda tylko, że wieczorem można w nich zostawić zęby.

         Wczoraj takim ciągniętym niczym guma z majtek, czyli aż do wywołania stanu totalnego znudzenia, a zarazem powstyrzymującym przed włączeniem telewizora, było spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. A posługując się modną wsród salonowych elyt manierą stosowania debilnych skrótów,mającą zapewne zaświadczać o rzekomym profesjonalizmie i środowiskowych, znaczy publicystycznych  ( hehehe ) nawykach - chodzi o spotkanie PAD z PJK, z pominięciem PEK.

         Tu tylko wspomnę mimochodem, że stosowanie na moim blogu podobnych dziwadeł zostanie natychmiast sfinalizowanwe kopem w dupę i pogonieniem za drzwi. Dlaczego? Ano dlatego, że zdążyłem zauważyć – notabene ze smutkiem, choć nie bez kapki satysfakcji - iż nazwijmy to publicystyczny profesjonalizm zdecydowanej większości użytkowników skrótów właśnie na tych się kończy. Reszta to trochę Wikipedii i okruchy myśli zapożyczonych z mediów, serwowanych w klimacie magla, niskich lotów propagandy i sieczki przemyśleń własnych. Przemyśleń nie majacych nic wpólnego z krynicą wiedzy, na którą zresztą i tak nie ma w kraju większego zapotrzebowania, czyli odwrotnie do piwa, rzekomo wyzwalającego wyuzdania, sportu i taniej, byle jakiej rozrywki. No cóż, tak już jest, czego nie zmienimy, zatem wracajmy do spotkania.

         Nikt nie wie, co było powodem i tematem wieczornej wizyty prezydenta u szefa PiS. Poza tym nie wiadomo, jaki miała ona charakter – półoficjalnych odwiedzin głowy państwa u lidera opozycji, z której ten pierwszy się wywodzi, czy może zupełnie nieoficjalny, jako spotkanie Andrzeja z Jarosławem.

         Osobiście nic złego w tym nie widzę, i to w obu przypadkach. Mało tego, byłbym niemile zaskoczony, gdyby Andrzej Duda zerwał personalno-polityczne związki łączące go z własną partią, której był przedstawicielem w wyborach, na rzecz jakiejś enigmatycznej reprezentacji wszystkich, czyli de facto nikogo i nieczego. Jeśli bowiem głosowała na niego ponad połowa wyborców, to dlatego właśnie, że politycznie jest on tym, kim jest – człowiekiem ideowo i programowo ukształtowanym i powiązanym z PiS. Oczywiście staje się prezydentem wszystkich Polaków, ale  w ramach ich reprezentowania, a poza tym również w ich imieniu realizuje te hasła - na pewno niestety dla jego przeciwników, ale tak już jest -  jakie wyniosły go do władzy, zatem będące programowo pisowskimi. Inaczej zawiódłby pokładających w nim nadzieje rodaków, którzy na niego oddali swój głos. A co z innymi? No cóż, jak to mawiają, sorry Winnetou, ale muszą wstrzymać się z bulami do następnej okazji, kiedy kolejny ciemniak zostanie przez nich namaszczony na najwyższy urząd. I będzie to w pełni ich ciemniak – nikt go im nie odbierze, jak poprzednika, bo takie są prawa demokracji i zasady logiki. To wszystko.

         Upominanie się zatem o to, by Andrzej Duda nie był, jak mawia niejaki Stefan, pisowską głową państwa, zakrawa na czysty idiotyzm, nawet jeśli zarzut ten jest jedynie elementem antyopozycyjnej propagandy. Gdyby bowiem tak miało być, nie tylko w Polsce, ale w innych krajach, w tym w USA czy we Francji, żadna partia nie wystawiałaby swojego kandydata, wydając na ten cel gigantyczne fundusze. Bo po co, skoro z chwilą zwycięstwa miałby odwrócić się do niej plecami.

         A zatem jeśli odwiedziny Andrzeja Dudy u Jarosława Kaczyńskiego potwierdzają dobre relacje pomiędzy głową państwa a jego dawną partią oraz ciągłość współpracy, to automatycznie są świadectwem politycznej normalności, której nie zakłócają żadne teatralno-symboliczne gesty zrzekania się partyjnej legitymacji w dniu objęcia urzędu.

         Dlatego zarzut postawiony Andrzejowi Dudzie przez premier Kopacz - kobietę intelektualnie rozgraniętą bardziej od kupy śmieci, jakoby był on ,,prezydentem na pilota, zdalnie sterowanym”,wpisuje się w odpryski wszelkich propagandowych agitek - tych olejnikowo-sobieniowsko-pochankowych, i tych bardziej szmondackich, blogowo-lewacko-salonowych. Agitek kreujących niewiedzę motłochu o stanie państwa.

         Ale jest w tej sprawie jeszcze coś, o czym warto wspomnieć. To poziom polskich elit i uprawianej przez nie polityki. Oto na konferencji prasowej zwołanej przez Leszka  Millera, na której wystapił on z reprezentantem jak sam niegdyś powiedział naćpanej hołoty, Januszem Palikotem, szef SLD pozwolił sobie na pewien dowcip. A konkretnie powiedział tak:

         ,, Ja jestem człowiekiem starej daty, więc za moich czasów dwóch mężczyzn spotykało się głównie po to, żeby pić wódkę, a teraz, czy ja wiem…”

         Uśmieszki obu ,,panów” zakończyły żart z wkładką homoseksualnej konotacji, nawiązujący do późnowieczornej wizyty prezydenta u starego kawalera Jarosława Kaczyńskiego. Po prostu pyszne, prawda? Zwłaszcza że obaj kawiorowi lewacy gustują hasłowo w obyczajowej tolerancji. Wyobrażam sobie też rechot, jaki dowcip wzbudził wśród młodych, wykształconych, z wielkich ośrodków, którzy w ramach ostatniej mody światopoglądowo też są pobożnie niemal produpojebni.

         Hm, no ale i ja też jestem starej daty. Może tylko nieco innej, która podpowiada mi, że człowiek, który błysnął tym witzem, powinien gnić kilkanaście lat w kryminale za tak zwaną moskiewską pożyczkę, zaciągniętą na cele organizacyjne, a założoną przez niego partię należało natychmiast zdelegalizować, traktując ją jako agendę rosyjskich wpływów i propagandy, a tym samym kontynuację politycznego serwilizmu.

         Niestety, żyjemy w społeczeństwie rozkalibrowanego mocno myślenia i ograniczonej wiedzy, czyli wśród motłochu, który nie rozumie, że dobry humor Leszka Millera i Janusza Palikota, oraz różnych Kaśniewskich, Cimoszewiczów i Ciosków, a także zapewniona im awansem pozycja wielkich kotów polskiej polityki, jest jedną z przyczyn smutnej kondycji państwa. I to dlatego też łatwo przekonać gawiedź, że wpływ Jarosława Kaczyńskiego na Andrzeja Dudę jest zgubny dla kraju, ale uleganie Ewy Kopacz Anegeli Merkel już absolutnie nie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka