Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1066
BLOG

Marek Politolog

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 60

        Dziś nie będę pisać długo, co zapowiadam trochę podobnie do pewnego prelegenta, któremu w chwili wystąpienia urwany żyrandol spadał na głowę. Ale to nie do końca tak. W pokoju, w którym piszę, nie ma żyrandola, co nawet dobrze, bo kto ma żyrandol, ten ma tylko pozorną władzę. Chodzi o coś zupełnie innego. Po prostu pisanie dla społeczeństwa, jakie przez kilka dni żyje niskich lotów meczem piłkarskim, a wraz z mediami nie dostrzega Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, który odbywa się właśnie w Warszawie i jest jedną z najbardziej prestiżowych imprez muzycznych na świecie, zniechęca jakoś do dyskusji. No ale że posiadam chwalebną potrzebę wypowiedzenia się, zresztą jak każdy w naszym Salonie, choć niektórzy na pewno wiekszą, a to głównie z uwagi na zobowiązania, więc dwa słowa o Marku Migalskim. I też w dwóch odsłonach, a zatem po słowie na każdą.

         Pierwszą jest wywiad, jaki kilka tygodni temu były europoseł – zgodnie z potoczną opinią i jego własnymi sugestiami reprezentujący w Brukseli głównie przygodę życia i własny portfel - przeprowadził dla tygodnika ,,Do Rzeczy” z Waldemarem Pawlakiem. Nie wdając się w szczegóły można powiedzieć, że rozmowa była z pozoru poprawna, ale tylko z pozoru, bo poprawna aż za bardzo. Wiadomo, pytania o przeszłość, o teraźniejszość, o plany na przyszłość, niektóre, a jakże – nawet odważne, takie jakby dociekliwe, ale słowa choćby o nagocjacjach cen gazu, które były wicepremier prowadził z Rosjanami. Czyli cisza o sprawie, a w zasadzie sprawce człowieka, w wyniku której płacimy najdrożej w Europie za rosyjskie błękitne paliwo. To znaczy o fakcie, jaki ma wpływ na zamożność polskich obywateli, bowiem w sposób prosty i oczywisty na to się właśnie przekłada.

         Pozostaje niewiadomą, co Migalskiemu zatykało usta, aby odmówić sobie i czytelnikom ciekawości, bo już niekoniecznie przyjemności odpowiedzi na zastanawiające wielu pytanie: czy były wicepremier polskiego rządu jest na tyle nikompetentny, czy też reprezentował interes inny niż narodowy w negocjacjach z Rosją? Swój, ich, jego – tego nie wiem, ale gdybym z Pawlakiem rozmawiał, zagadnąłbym go o tamtą sprawę. I jeśli unikałby odpowiedzi, pod wywiadem zaznaczyłbym, że jej unikał. Tyle. To z kolei oznaczałoby, że Migalski miał dobre intencje, chciał, ale nie udało się, a walcem i tak z Pawlaka odpowiedzi nie wyciśnie, tym bardziej że ten i tak jest małomówny, a charakterystyczny wytrzeszcz stałego zdziwienia  ma i bez walca. Zatem wniosek pozostawiony czytelnikowi brzmiałby: sami go sobie oceńcie.

         Jak na politologa, no i byłego europolityka, dziś dorabiającego do kasy i wątpliwej sławy publicystyką w stylu ,,na luzie”, Migalski wygląda na nieciekawego rządowej kuchni. To zastanawiające, ale nawet nie z uwagi na autora, ale ze względu na postawę kierującego tygodnikiem Pawła Lisickiego, dopuszczającego do druku wątpliwej jakości poznawczej materiał, po ktorym większość czytelników powinna poczuć niedosyt. Więc co, dziwne? Może, ale mnie już mało rzeczy zdziwi.

         A teraz odsłona druga. Cztery dni temu w tefauenowskich ,,Faktach po faktach” wystąpili razem Migalski i Ryszard Kalisz, rozmawiając o  politycznym awansie Barbary Nowackiej. Ten drugi wiadomo – nie ma i nigdy nie miał nic mądrego do powiedzenia, ba, powiem więcej – w przyszłości, o ile w ogóle jest przed nim jakaś przyszłość, też nie będzie miał, bo posiada już taką intelektualną urodę. Natomiast jeśli kiedykolwiek zadziwił, to wtedy, gdy oznajmił, że ma dziecko. Na dodatek, proszę sobie tylko wyobrazić, z kobietą. No po prostu szok!

         Został nam zatem politolog. I zaraz na wstępie zastrzegł, że o Nowackiej mówi tylko bardzo dobrze, bo się z nią …różni poglądami. Proszę, proszę! Trzeba przyznać, iż głębia myśli doktora nauk jest nieosiągalna dla zwykłego śmiertelnika, więc przyjmujemy na wiarę, że nasz model ma coś… No coś nieodgadniętego pod sufitem, czego lepiej nie macać, by się nie zarazić.

         A z czym się nie zgadza Migalski? Oto wczoraj natknąłem się w Gazecie Polskiej na dwie próbki lewackich odchodów, jakie mianowana przez Zjednoczoną Lewicę do roli przyszłej premier pozostawia po sobie w przestrzeni medialnej. Oto pierwsza:

         ,, Uważam, że homoseksualiści powinni mieć takie same prawa do adopcji dzieci jak heteroseksualiści. I od razu powiem, że dla mnie najwyższą wartością jest dobro dziecka. Lepiej mieć dwóch kochających homoseksualnych rodziców niż dwoje heteroseksualnych przemocowców”.

         Po prostu intelektualny odlot powalający ludzi normalnych z nóg, bo pomijając fakt, że trudno jakoś sobie wyobrazic dwóch pederastów wychowujących syna, to pytaniem jest, czy zaadoptowane w wieku uniemożliwiającym mu ocenę przyszłych dwóch tatusiów lub dwóch mam dziecko, dorastajac, będzie się czuło z nimi szczęśliwe, mając wokół inne nieco wzorce normalności. Ale nie to nawet jest szokujące, tylko rodzaj prymitywnej demagogii, w której remedium na przemocowych heteroseksualnych rodziców mają być kochający homoseksualni, a nie kochający heteroseksualni. Hm, no cóż, w przestrzeni wiedzy i doświadczeń Nowackiej takich być może nie ma. Ach, biedna, biedna! Będąc dzieckiem, musiała przeżyć piekło w domu. Tak, wiem, na pewno byłoby dla niej znacznie lepiej, gdyby miała homoseksualny komplet rodzicielski.

         A teraz już druga próbka, nieco poważniejsza, bo dotycząca  nie problemów w mikro, tylko w makroskali społecznej. Tu znów oddajmy głos damie z mysim ogonkiem, albo po prostu myszy lewicy, która ogłaszając program, stwierdziła:

         ,, Promujmy literaturę polską, kulturę i sztukę, a nie promujmy powstań! Uczą martyrologii, cierpiętnictwa i nienawiści do każdego, kto nie mieści się w modelu Polaka".

         Nie ma w naszej historii ostatnich dwustu lat bardziej wiążącego rodaków spoiwa, niż narodowe zrywy. To one podtrzymywały i ostatecznie pogłębiały w nas polskość. Wypowiadając więc podobne herezje, jak ta wyżej, Nowacka przestaje być głupia, a zaczyna być po prostu niebezpieczna jako wybijający się polityk. Niebezpieczna dla wspólnoty. Tym bardziej że mówiła to niedawno, mając czterdzieści lat, czyli jak należy się domyślać, rozumiejąc znaczenie swoich słów. A że jest młoda jak na prominentnego już działacza, tym groźniejsza, głównie w sensie czasowego trwania, od sterującego nią, lekko już podgniłego biologicznie i ideowo lub trafniej – bezideowo postkomunitycznego niemal truchła. Truchła, które chce się Nowacką ,,wylaszczyć” i nadal kokietować idiotów.

         A teraz wróćmy do Migalskiego. Otóż jako politolog musi znać te poglądy, czy może lepiej śliskie brednie i – jak sam zastrzegł – mieć inne. Nie brednie, tylko poglądy. Miejmy w każdym razie nadzieję, bo choć w Parlamencie Europejskim reprezentował głównie siebie, to okolicznościowo również Polskę. Czemu zatem tak źle jej życzy, dzieląc się z widzami nadzieją: ,,Lewica z Nowacką? Daj Polsce Boże, bo taka lewica byłaby sensowna.

         No bo proszę powiedzieć, o czym ten człowiek ględzi? Sensowność lewicy polegać ma głównie na realizacji postulatów zrodzonych z wrażliwości społecznej, a na to w trakcie łódzkiej konwencji wyborczej Nowacka poświęciła w sumie niewiele czasu. Ot wspomniała coś o wspieraniu wykluczonych, o czym każdy mówi, bo przecież tak wypada, o przyjaznym prawie bankowym i dodatku 200 złotych do najniższych emerytur, żeby nędzarzom starczało na witaminy, bo przecież nie na drogie leki. Ach, serce lewaczki to oczywisty dowód scalenia dobroci z kpiną - kpiną z życia innych, i tylko należy mieć nadzieję, że nafaszerowanie propagandową tandetolipą wyborczej kiełbachy nie zapewni tym razem popłuczynom po bolszewii miejsca w Sejmie. To tyle o wrażliwości społecznej nowej gwiazdy. Natomiast o walce politycznej z prawicą, o obronie przed pisowską dyktaturą, o Kościele, aborcji i wychowaniu seksualnym Nowacka wspominała znacznie chętniej.

         Czy zatem Migalski dostrzega sensowność działalności lewicowej partii w Polsce na przewracaniu do góry nogami moralnych i obyczajowych pryncypiów, na walce z duchowieństwem i katolicką tradycją oraz na oficjalnym wprowadzaniu w życie edukacyjnych programów i medialnych wzorców wykorzeniania polskości? No ale z drugiej strony, znając postawę Migalskiego, może chodzi mu o to, że wspieranie dziś Nowackiej, które nic go nie kosztuje poza pustym słowem, może już jutro zapewnić mu powrót do brukselskich fruktów, czyli kolejną przygodę życia. Nudną już może trochę, ale wciąż przecież intratną. Kto wie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka