Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
741
BLOG

Obrona stajni Augiasza

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 10

        Bywa czasem tak, że człowiek nie może się połapać, układając  niczym puzzle oferowane mu przez media, odpowiednio spreparowane - czytaj zmanipulowane - opisy otaczającego go świata. I nie jest to jakaś spiskowa cecha dnia dzisiejszego - nie, tak było zawsze od kiedy zdobywanie zwolenników łaczyło się ze zręcznym zakłamywaniem rzeczywistości. A zakłamywanie to polegało na przekonaniu maluczkich, że w sposób najlepszy z możliwych i rzecz jasna wyłącznie z pobudek altruistycznych, a więc jak najbardziej szlachetnych, ktoś lub grupa sprytnych ktosiów reprezentuje ich interesy.

         Bo przecież nie dla innych wartości jak obrona rzymskiej republiki Cezar przekroczył Rubikon, i również w jej obronie oraz reprezentującego ją senatu stanął Pompejusz. Dla dobra Rzeczypospolitej Sejm przyjął reformy majowej konstytucji i nie inaczej, niż dla dobra tejże samej Rzeczypospolitej zawiązano konfederację targowicką. W imię żywotnych interesów państwa i społeczeństwa powstała Solidarność i dla tych samych interesów wprowadzono stan wojenny. Podobnie jest w sprawach nieco mniejszej wagi. Ochroną zasobów naszych kniei tłumaczy swą działalność Polski Związek Łowiecki i dla tych samych powodów żądają zakazu polowań ich przeciwnicy. Minister Szyszko planuje wyrąbywać przesieki w Puszczy Białowieskiej, by chronić jej drzewostan przed kornikami, natomiast ekolodzy zamierzają bronić Puszczę przed ministrem Szyszko. Albo inny przykład - troską o humanitarne traktowanie zwierząt kierują się zwolennicy zakazu rytualnych ubojów i ten sam argument wysuwają smakosze mięsa koszernego, pochodzacego z krowy przerobionej na wołowinę w ramach tradycyjnego szlachtowania. Przy czym na poparcie racji tych ostatnich przemawia rzekomo ostrość noża oraz - co szczególnie istotne dla bydlątka - płynność ruchów rzezaka, podobno znacznie przewyższająca dekapitacyjne zdolności islamskich terrorystów.

          Jak zatem widać, trudno się w tym wszystkim połapać, to znaczy kto jest kto i jakie są jego prawdziwe pobudki oraz wyznaczone cele. Bo czy iść z Cezarem na Pompejusza, by bronić republiki, czy może lepiej bronić republiki, idąc z Pompejuszem na Cezara? Walczyć o prawa zwierząt zajadając się wołowiną, czy odwrotnie, choć z tym samym ostatecznym dla wołu skutkiem – zajadając się wołowina koszerną? Ewentualnie podążać trzecią drogą, pozostając na uboczu politycznych swarów, przeradzających się  niekiedy w krwawe jatki, natomiast w sparawch poprawnej moralnie chabaniny stać się wegetarianinem. Tyle tylko, iż bywa tak, że jeśli nawet my zapomnimy o problemie, to problem nie zawsze chce zapomnieć o nas, upominając się o nasze opinie i określone zachowania.

         Piszę o tym, bo niespokojny czas, który właśnie nastał w Polsce, jak najbardziej prowokuje do tego typu rozważań. Oto po jednej stronie politycznej sceny stanęli ludzie głoszący potrzebę obrony demokracji, natomiast po drugiej ci, którzy głoszą dla odmiany koniecznośc przywrócenia demokracji, naruszonej latami rządów tych pierwszych. Sprawa przekroczyła już terytorium Polski, głównie z powodu opozycji, która idąc w ślady poprzedniej opozycji, a dziś partii rządzącej, złożyła donos do Unii Europejskiej na gwałt zadawany nadwiślańskim wolnościom. Z tego powodu partia rządząca, widząc poszukiwanie przez oponentów wsparcia na Zachodzie, nazwała ich targowiczanami, nie przyjmując do wiadomości, że przed rokiem w identyczny sposób nagłaśniała w Parlamencie Europejskim krajowe problemy dotyczące wyborów samorządowych.

         - Ale jaja, ale jaja, ale jaja! – skomentowałaby sprawę znana pani komisarz, o której na pewno można powiedzieć same dobre rzeczy, w tym i to, że ma tatuaż, natomiast ta sama pewność towarzysząca wierze w posiadanie przez nią mózgu wydaje się być nadmiernie optymistyczna.         

         A zatem powodem krajowego mordobicia wraz z jego eskportem na europejską arenę jest demokracja. I to wydaje się być bardzo niedobrą dla Polaków wiadomością, albowiem jak uczy historia, zwłaszcza ta najnowsza, demokracja jest najważniejszym dobrem ludzkości. Bardziej ważnym nawet niż ropa naftowa, gaz ziemny i pokojowe istnienie Izraela. I to właśnie w walce o nią nie pozostawiono kamienia na kamieniu w Iraku, Afganistanie, Libii i Syrii, a przedtem w Serbii. Przy czym dziwi nieco fakt, że nie zbombardowano również Rosji, Chin i Północnej Korei, gdzie jeśli chciałoby się wierzyć plotkom nie wszyscy żyją szczęśliwie. Ale kto dawałby posłuch taniej propagandzie? Sprawdzono i wyszło na to, że demokracja w tamtych krajach trzyma się dzielnie – głównie cyngla wyrzutni pocisków z nuklearnymi głowicami.

         No dobrze, a czym jest to jakże szlachetne dobro ludzkości, a zarazem  najcenniejszy towar oferowany często przy akompaniamencie pogróżek i sankcji, a nawet i detonacji bomb obywatelom krajów szczególnie upartych, myślących zachowawczo? Otóż najprościej rzecz ujmując są to rządy większości, która przekazuje mandat sprawowania władzy swym przedstawicielom. A żeby przedstawiciele się nie znarowili i nie zaszli ustawowo w niebezpiczne dla społeczeństwa ligislacyjne maliny, ich działalność oraz zasady konstrukcji państwa określa konstytucja. Rzecz jasna też demokratyczna. A co takiego w tej konstytucji zapisano? Ano miedzy innymi rzecz dla demokracji świętą – prawa i wolności osobiste, polityczne, ekonomiczne i socjalne. No a skoro tak, to prześledźmy pobieżnie, jak sprawy mają się w rzeczywistości.

         Zacznijmy od prawa do pracy, które zakłada wolnośc wyboru jej miejsca. Czy to istotne? No oczywiście, że tak? Ale o wiele ważniejsza jest jakość tej pracy. Bo co z tego, że można wybrać miejsce i rodzaj zatrudnienia, skoro rzeczywistość narzuca często alternatywę pomiędzy jedną a druga umową ,,śmieciową”, w sposób jawny degradujących pracownika w zakresie posiadanych uprawnień. A czy bogata mniejszość też pracuje na ,,śmieciówkach”? E tam, wolne żarty, przecież jakaś sprawiedliwość jeszcze istnieje. Albo prawo do ochrony zdrowia. Czyżby demokratyczna większość i tu narzuciła sobie sytuację, w której latami zmuszona jest czekać na operacyjny zabieg lub wizytę u specjalisty, ewentualnie czy zażyczyła sobie, by nie stać ją było na wykup drogich lekarstw? I czy te same problemy miewa bogata mniejszość lecząca się prywatnie w najlepszych klinikach, w tym światowych? A jak ma się rzecz z prawem do nauki? Nauki? A gdzie i na jakim poziomie, wypadałoby zapytać? Bo czy ukończenie szkoły publicznej i drogiej szkoły prywatnej, często za granicą, daje uczniom te same życiowe szanse? Albo czy dyplom kiepskiej szkoły wyższej zapewnia identyczne możliwości, co dyplomy prestiżowych uczelni na Zachodzie, gdzie swoje pociechy kształcą krezusi? A zatem nie tyle prawo do nauki jest istotne, co prawo do jej wysokiej jakości odpowiadającej intelektualnym możliwościom ucznia, a to w III RP wygląda wyjątkowo elitarnie, czyli ponownie skłania się na korzyść mniejszości. I na koniec tak ważne prawo, jakim jest prawo do zrzeszania się i prowadzenia działalności politycznej. Otóż założenie organizacji jest aktem woli niewymagającym wysokich opłat. Raczej dobrych chęci. Inaczej już ma się sprawa z prowadzeniem działalności, tym razem wprost uzależnionym od nakładów finansowych. Zatem tym efektywniejszej, im lepiej opłacanej. Na czyją więc korzyść działa prawo prowadzenia działalności politycznej – biednych czy bogatych? A jeśli bogatych, to czyj głos, już jako elit władzy, decyduje o sposobie organizacji życia politycznego, społecznego i ekonomicznego w kraju i kto w takim razie jest jego beneficjentem?

         Przykłady można by mnożyć, ale nie o to chodzi. Ważny jest przecież ich sens, a ten dokumentuje, że nie ma demokracji w krajach, w których powszechnym zjawiskiem jest niemożność uchwycenia różnic rocznych dochodów najbogatszych i najbiedniejszych obywateli w dziewięciu okienkach kalkulatora. Tak samo, jak nie ma demokracji tam, gdzie większość ustawia prawnie i faktycznie poziom własnego istnienia oraz rolę odgrywaną w społeczeństwie wbrew swoim żywotnym interesom. Jest tylko coś, co można nazwać poziomem demokratyzacji państwa, zależnym od zamożności najbiedniejszych warstw obywateli. Tym wyższym, im wyższa jest godność ekonomicznej egzystencji tych warstw. A dlaczego? Bo świadczy to o tym, iż bogate elity są na tyle osłabione i skore do pewnego kompromisu, że godzą się na bardziej sprawiedliwy podział dochodu i władzy, oddalający wybuch społecznego niezadowolenia, a tym samym utrwalający ich choć pomniejszoną, to jednak dalszą hegemonię.

         Podpatrywane w tym kontekście, jakże śmieszne wydają się nawoływania do obrony polskiej demokracji, przekonujące szarego człowieka, że jest mu w niej naprawdę tak dobrze, że … Że dobrze mu tak? No i nic mu bardziej nie pomoże, niż 500 złotych na drugie i kolejne dziecko – najlepiej wraz z gwiazdką z nieba na dobranoc. A później, jak już dorośnie i skończy szkołę w jakichś Pierduszycach oraz tamtejszy uniwersytet, dostanie dobrze płatną ,,śmieciówkę” ciecia w banku. Tym samym, w którym kolejny lub być może nawet ten sam Mateusz Marawiecki będzie prezesować za ćwierć miliona miesięcznie, odczuwając wyrzuty sumienia z powodu… No oczywiście, że postawy ojca całkiem głupio nastającego na tak wspaniale zorganizowaną, okrągłostołową rzeczywistość. Jak więc widać, oprócz tandemów braterskich, obstawiających obie strony układu, mamy i rodzicielsko-synowskie – te o wiele spokojniejsze i przez to mniej medialne.

         Polska demokracja to system rządów bogatej, reprezentującej często obce interesy mniejszości nad totalnie ogłupioną i niemal do cna złupioną mniejszością. Ogłupioną do tego stopnia, że zachciewa się jej stania na straży czegoś, co trwa i działa wbrew jej własnym interesom. A to wygląda trochę tak jakby zamiast oczyszczenia stajni Augiasza nurtem skierowanych przez nią rzek, Herakles uparł się bronić smrodliwego stanu jej zanieczyszczeń i towarzyszącego im bałaganu. Tylko że w przypadku obrony zanieczyszczeń utrudniających życie w Polsce niepotrzebny jest Herakles – wystarczą TVN24 i ,,Gazeta Wyborcza”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka