- Przychodzę do was, Siergieju Pawłowiczu, nie tylko jak do naszego kremlowskiego lekarza, ale jak i do ojca niemal. Choć od razu zastrzegam, że sprawa nie może wyjść poza ten gabinet. Jasne?
- Ależ oczywiście, co nie ma być jasne, drogi Władimirze Władimirowiczu - jak zawsze przecież. Tym bardziej że nie mam nic wspólnego z waszym poczęciem – Bóg mi świadkiem, zapewniem was.
- Wam żarty w głowie, a u mnie poważny problem. No i nie wiem jak zacząć, bo to trochę krępująca sytuacja....
- Aha, w tym rzecz. No ale nie takie przypadki te mury widziały. Zresztą od czasu, gdy wynaleziono penicylinę, nie ma się czego obawiać. A teraz wejdźcie już za parawan i ściagnijcie spodnie.
- Głupiście, Siergieju Pawłowiczu! Sęk w tym, że padło mi nie na interes, ale na język i struny głosowe, ot co!
- Hm, w takim razie chyba rzeczywiście nie ma potrzeby ściągać spodni. Ciężko mi jednak o tym słyszeć, bo nigdy bym nie przypuszczał, iż to wy właśnie, drogi Władimirze Władimirowiczu... Sami zresztą rozumiecie - niby jesteście naszym cyrylicznym macho, ikoną męskości niemal, a tu takie rzeczy, takie rzeczy. No, no! Znaczy, o ile dobrze rozumiem, macie te, no, preferencje inne macie, a na dodatek istnieje uzasadnione podejrzenie, że wasz partner cierpi na przekazaną wam francę, czy tak?
- Słuchajcie no, Mironow, czy wy chcecie ponownie zostać tylko członkiem korespondentem Akademii Nauk? Na przykład na Kołymie. I tam, renifery z pcheł Czukczom iskając, jako korespondent będziecie przesyłać do Moskwy swoje co cenniejsze spostrzeżenia na temat tych ciupcich insektów. W sumie Kołyma piękny kraj... No tak, z miny wnioskuję, że jednak nie chcecie. A widziecie. Zatem dajcie skończyć i nie uprzedzajcie faktów, zwłaszcza głupio.
- Oczywiście, drogi Władimirze Władimirowiczu. Już zamieniam się w słuch.
- Tak lepiej. A zatem doszły do mnie pogłoski, że niby zacząłem przemawiać językiem Kaczyńskiego. Znaczy inaczej – to on zaczął przemawiać moim językiem, co w sumie chyba na jedno wychodzi.
- Hm, naprawdę osobliwy przypadek. Wybaczcie tylko, że zapytam, bo to ważne: którego Kaczyńskiego, tego, co my go pod Smoleńskiem – no wiecie, czy tego od kota?
- Oczywiście, że tego od kota. O seansach spirytystycznych nic mi nie wiadomo, chociaż kto wie. Przecież złe nie śpi, tylko leży u nich na tym Wawelu, czy jak mu tam, hehe!
- No tak, to nieco upraszcza sprawę. Pozwolicie jednak, że choćby z czystej formalności zajrzę wam w usta i gardło. Rozumiecie, gdyby jakaś anomalia albo coś podobnego... No na przykład język nie wiedzieć czemu nie wasz. Powiedzcie : A-a- a. Hm, nie widać żadnych istotnych zmian, poza tym, że na jadowym po lewej plomba się wam ukruszyła...
- Na którym, Mironow, na jadowym?
- Wybaczcie, na lewej górnej trójce znaczy. A poza tym wszystko w porządku. Na oko, rzecz jasna, więc na wszelki wypadek dodatkowo zrobimy tomografię, choć jestem przekonany, że ta tylko potwierdzi moją diagnozę.
- Czyli co, Siergieju Pawłowiczu, to całe gadanie o tym, że niby Kaczyński przemawia moim językiem albo odwrotnie – ja jego, to jakieś bzdury są, prawda?
- W rzeczy samej, drogi Władimirze Władimirowiczu. Zresztą pomyślcie tylko: gdyby to Kaczyński przemawiał wami, Polacy od ponad pół roku mieliby Moskwę w Warszawie, na co sobie nie zasłużyli. A jeśli byłaby to Moskwa, zdarzałyby się tam wtedy jakieś masowe demonstracje na ulicach, jak teraz?
- No jak? Zaraz kazałbym dać w mordę komu trzeba i do kryminału gadów zagnać.
- Zatem sami widzicie, że to bujda. I odwrotnie: gdybyście wy przemawiali Kaczyńskim, wtedy to my zamiast Moskwy mielibyśmy Warszawę, na co też nie zasłużyliśmy, tylko trochę inaczej. A zauważacie u nas w stolicy jakieś demonstracje, oglądacie opozycyjną telewizję, czytacie wywrotowe gazety, ktoś oficjalnie nazywa was - tu wybaczcie - chujem?
- No co wy, niedoczekanie, żeby jakaś swołocz w samym sercu państwa mi się zalęgła.
- Rozumiecie więc sami, że to wszystko propagandowe bzury i tyle. Czyli trudno - jest, jak jest.
- Uspokoiliście mnie, Siergieju Pawłowiczu. Ale, ale, czy ja się mylę, czy przez was jakiś ukryty żal przemawia, że jednak nie mówię głosem Kaczyńskiego? Może byście chcieli? Powiedzcie.
- E, nie, drogi Władimirze Władimirowiczu, skądże znowu. Ja żadnych życzeń już nie mam. No może poza tym, żeby do tych Czukczów jednak nie jechać.