Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1275
BLOG

Współtwórcy LechoBolka W

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 173

        Wczoraj niejaki Partisan Gardening popełnił notkę, której już sam tytuł każe postawić uszy, wytężyć wzrok i zwiększyć czujność. ,,Wałęsa nigdy nie był przywódcą Solidarności” – tak to się nazywało, to coś, co początkowo wziąłem za posłużenie się chwytliwym tytułem w celu zdobycia łasego sensacji czytelnika, ale nie – treść potwierdzała, że mamy do czynienia z potyczką z rozumem - z naszym rozumem. I przy okazji z przyzwoitością. A o co chodzi? Już mówię.

         Autor kwestionuje przywództwo Wałęsy dlatego, że rzekomo ten w ogóle nie rozumiał czym była Solidarność, no a skoro tak, to automatycznie nie mógł być wodzem nie tylko związkowców, ale i Polaków. Teza byłaby może nie tyle nawet ciekawa, co lepko-chwytliwa, gdyby nie fakt, że jest karkołomna, a zatem ogólnie całkiem do dupy. Dlaczego? No bo to trochę tak, jakby powiedzieć, iż ja nie posługuję się moim komputerem, korzystając z różnych funkcji, tylko dlatego, że nie rozumiem zasad jego działania, co jest poniekąd prawdą.

        Poza tym - tu już wracam do Wałęsy - w czasach, gdy był on przewodniczącym związku, nikt - no może poza nielicznymi samobójcami - nawet nie śmiałby wystapić z podobną opinią. Lech był powszechnie kochany, szanowany i aż do Magdalenki nikomu do łba by nie przyszło kwestionowanie jego przywództwa, choć typ w mowie i zachowaniu przypominał wozaka z nieodłącznym batem jako rekwizytem przynależności klasowej. Co również ważne, ci, którzy jednak zakwestionowali, poszli w polityczną odstawkę przy milczącej aprobacie społeczeństwa. Bo czy ktoś wtedy upominał się o Gwiazdów albo Walentynowicz? Nie. Z garstką wiernych wyznawców pozostawali w zapomnieniu. W dzień wielkiej fety 4 czerwca niekwestionowanym liderem nie tylko Solidarności, ale i państwa oraz całego niemal narodu, bo wykreślam partyjny motłoch, był ON, Lech Wałęsa. Lider, z którym fotografia na wyborczym plakacie stawała się biletem-przepustką do oficjalnie uprawianej polityki. Niech więc autor oraz grupa prawaków, z Janem Makiem i Baltem5 na czele, nie walczą z faktami, uciekając się do cwaniackiej retoryki, bo wyskoczyli z pomysłem za wcześnie, gdy świadkowie historii wciąż mają się dobrze. Przy czym dla wzajemnego zrozumienia dopowiem, że polski prawak to ofiara, czytaj ideologiczna  zdobycz, dyspozycyjnego lub bezmyślnego propagandysty, którego polityczne credo, często fałszywe, zawiera się w haśle: Bóg, Jaro i Ojczyzna, z wyraźnym pominięciem Honoru.

         No dobrze, ale dlaczego całe to zamieszanie? Czasy się zmieniły, na jaw wyszły fakty, które obciążaja mit Niezależnego Związku czarną kartą jego przywództwa. A jak związku, to skojarzenia idą dalej. Niedobrą drogą idą, bo skoro pierwszy szef był agentem bezpieki, to kim byli drugi, trzeci? Przecież by nie oddano tak ważnej politycznej siły w ręce kogoś, kto nie reprezentował układu – tak sobie mogą pomyśleć przeciętni zjadacze chleba i pizzy, a to uderzałoby w kreowane obecnie mity. Kultu jednostki i takie różne inne. Rzecz jasna, niesłusznie, ale i czy mity są słuszne?

         No i teraz mamy sytucję, w której prawacy i prawaccy propagandyści, mający w Salonie niezłe żniwa na kaptowanych dla sprawy niemotach, trochę za późno ocknęli się z leniwej drzemki po ustrzeleniu Lecha jego niekwestionowaną już agenturalnością. Rzec można, że ockneli się z łbem w nocniku i propagandowo bulgoczą. Skonstatowali bowiem, wolno bo wolno, ale jednak, że strzał w Wałęsę to poniekąd strzał we własne kolano. Więc raptem dopadła ich amnezja. Natychmiast zapomnieli, kogo wspierali od Sierpnia przez lata 80-te, kogo wybrali prezydentem, kto w tamtych czasach był ich autorytetem. Bo przecież nie stali murem za osobą, która nie wiedziała czym była Solidarność, tylko która była faktycznym przywódcą Solidarności. No i jeszcze wtedy nie wieszali Kaczyńskich obok portretu Marszałka. Bo i czemu, skoro w tamtych czasach to Jarek z Leszkiem wieszali się na swoim wodzu. Czyli mówiąc wprost, resztką rozumu i sercem, co na ogół idzie w parze, niemal wszyscy wspierali Lecha Wałęsę. I jakiekolwiek inne widzenie tamtych lat nie trzyma się kupy.

         A teraz raptem część z nich mówi nam, że to nie tak, że nie, nie - on nie był przywódcą. Absolutnie! To kto był? No nieformalnie, jak pisze Gardening, a podobnie myślą inni, takim duchowym to Jan Paweł II był, tak, na pewno on, święty zresztą obecnie, więc trudno się nie zgodzić, bo święty może wszystko. Ba, może nawet bezkarnie obwozić papamobilem dwuosobową wycieczkę – Kwaśniewskiego z jego kusokiecką małżonką, czym załatwił druga kadencję swojemu pasażerowi. Śmiechu warte! I parę kijów na durny prawacki łeb, który wygaduje takie bzdury. Zresztą gdyby agent komuny nie był przywódcą Solidarności, to czy za wspólną zgodą zafundowałby nam wszystkim taką Polskę, z którą nie możemy dać sobie rady przez całe ćwierćwiecze, jak pies z niechcianą obrożą?

         A zatem nie wypierajcie się go, bo tak naprawdę kogo się wypieracie, Lecha? Nie, pajace, siebie się wypieracie, bo to wy go współtworzyliście.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka