Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
427
BLOG

Wszelkie prawa zastrzeżone

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 7

        O bydle, bardziej elegancko nazywanym motłochem, mówi się wtedy, gdy zauważa się jego charakterystyczne cechy, w danym miejscu i czasie kłujące zmysły. A jakie to mogę być cechy? Prawdopodobnie wszystkie, jakie komuś w kimś przeszkadzają, i do których należy zaliczyć wygląd, zachowanie, treść oraz formę wypowiadanych opinii, a nawet sam tembr głosu. Dla jednych będą to więc gwizdy na cmentarzu, dla innych arogancja zestawiona ze starczym narcyzmem. Jedni za przedstawiciela motłochu uznają kogoś, kto nie potrafi jeść bez albo spaghetti, inni tych, którzy publicznie wyrażaja tego typu opinie. A zatem przez sito separujące bydło od niebydła mało kto przeleci na tę lepszą stronę, a jeśli już, to głównie święci, noworodki lub anorektycy.

         Dlatego dziwić nie może, że po tej gorszej znaleźli się niektórzy zasłużeni niegdyś dla kraju kombatanci Armii Krajowej, od lat uznawanej błędnie, bo zbiorczo, za ikonę patriotyzmu. Ikonę ostatnio trochę mniejszą – niedużo, ale jednak zawsze -  od żołnierzy wyklętych, panien wyklętych oraz - o czym nie zapominajmy, albowiem na przyśpiewkach o nich też można zarobić jakieś pieniądze - dzieci wyklętych, a więc o tych, którzy czynnie walczyli z ludową władzą. I, co już naprawdę dziwne, nawet mniejszą od ludzi promujących dziś wyklętość w każdej postaci - na słono, słodko i kwaśno, znaczy z przesytem, notabene z powodów nie zawsze patriotycznych.

         Dobrze, tyle tytułem wstępu, a teraz już do rzeczy. Oto w Gdańsku, w dniu 27 września, w czasie uroczystości poświęconej 77. rocznicy powstania Polskiego Państwa Podziemnego i Szarych Szeregów, miało nie być wojskowej asysty. A wszystko dlatego, że kombatanci z pomorskiego oddziału Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, idący tą samą drogą, co część warszawskich powstańców, nie życzą sobie apelu smoleńskiego. Ich dawna walka, prawdę mówiąc z uwagi na wiek w wielu wypadkach być może ograniczająca się tylko do symbolu, jest dla nich ważniejsza od pamięci ofiar smoleńskich, które oddały życie tak normalnie, banalnie i nieistotnie, po prostu w jakimś zawinionym przez siebie wypadku. A zatem wszelkie prawa zastrzeżone i tyle. No fe, przecież nawet nie uchodzi, by zwykłych wypadkowiczów, takich, co to odeszli w trakcie służby państwu, podciągać do roli komabatantów? I jak katastrofa, tak, na pewno katastrofa, bo w żadnym razie nie zamach – przecież towarzyszka Anodina już to rozstrzygnęła - ma się do ich zaszczytnej walki? Walki często ograniczającej się do podania wody walczącym, dowiezienia furą worka kartofli partyznatom lub mieszania zupy na gwoździu w powstańczym kotle? Nijak się ma i już.

         Ostatecznie, po długich targach, paru warchołow ugłaskano zmianą w apelu słowa ,,polegli” na ,,zgineli” i asysta wojskowa powróciła do programu uroczystkości. Uroczystości, co należy uświadomić, już na poczatku zachwaszczonej zwyczajami polskiego piekiełka.

         Nie mamy jakoś szczęścia do akowskich kombatantów. Jedni z nich - ci naprawdę wojujący z bronią a nie chochlą w ręku - okazali się współpracownikami bezpieki, ci inni, mniej i bardziej zasłużeni, pozwolili się wmanewrować w brudną walkę polityczną prowadzoną przez opozycję. Ale na tym nie koniec, bo na tę samą nutę śpiewa część prawicowych pismaków, tych z ,,Do rzeczy” i ,,wSieci”, po tuwimowsku płynących widmami w dżunglii niezrozumiałych im zdarzeń.

         Gdyby więc ktoś z tego zniesmaczonego apelem towarzystwa rzeczywiście pomyślał w kategoriach patriotycznych, odpowiedzialnych i propaństwowych, nigdy przeciwko pomysłowi by nie wystąpił. A dlaczego? To proste. Pomiędzy rokiem 1944 a 1989 w Polsce miał miejsce okres nieco wstydliwy w naszej historii. Okres, w którym nie obcy, ale sami Polacy rządzili w imieniu obcych, a bez mała trzy miliony obywatelli, głównie z pobudek nie ideowych, ale czysto oportunistycznych wspierało wrogą naszym interesom władzę. Dlatego tragedia smoleńska, co brzydko może powiedzieć, ale otwierała szansę spięcia klamrą dwóch historycznych etapów duchowej, podkreślam duchowej a niekoniecznie państwowej niepodległości – międzywojnia, hitlerowskiej okupacji i krwawego terroru stalinowskiego z okresem III Rzeczypospolitej. Narodowo nijakiej i znów przynajmniej w części politycznie zależnej. Aby więc nadać nowy, patriotyczny charakter rządzącej władzy, władzy przecież niekoniecznie pisowskiej, bo ta nie będzie wieczna, a zarazem przekonać samych obywateli, że są bezpośrednimi spadkobiercami tamtych, powiedzmy to szczerze lepszych Polaków, wymyślono apel smoleński. Jako element narodowego spoiwa, ideowego łącznika i państwowej ciągłości, służacych nowej polityce historycznej. I nie w ramach podziału, ale łączenia rodaków.

         Jest to więc jakiś sposób na Polskę, tę nową Polskę w trudnym i niebezpiecznym okresie wewnętrzych i międzynarodowych przesileń. Ale takie numery z motłochem nie przejdą, o nie, bo ten wie lepiej, co mu służy. Konkretnie jemu jako jemu, prywatnie, a nie jemu jako fragmentowi narodowej całości. I, co wstyd powiedzieć, niektórym pyskaczom spod kombatanckich sztandarów również.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka