Oto myśl, jaką znalazłem wczoraj w notce pewnej modnej ostatnio autorki. Modnej zwłaszcza w kręgach mocno podstarzałych salonowych samców, których samotność krocza..., to znaczy krocząca w połączeniu z rozbudzoną wyobraźnią, skłania do poszukiwań wirtualnych ofiar ich szczątkowych chuci. A że większośc tutejszych matron błyska do nich porcelaną mostków, uwodząc kobiecością godną tej znad pisuarów, dlatego bardziej miłe i zabawowe zdobywają natychmiast powodzenie, i to bez względu na to, jaką bzdurę napiszą.
Ale zostawmy samców z ich intymnymi problemami i przejdźmy już do cytatu. Oto on:
,,Jako nastolatka czytałam odbity na powielaczu „Folwark zwierzęcy”, który pożyczył mi kolega związany ze środowiskiem katolickim. Potem przyszedł czas zainteresowania filozofią, w ręce wpadły mi Dialogi filozoficzne Św. Augustyna, „Suma teologiczna” Tomasza z Akwinu, „Filokalia” Orygenesa. Studia nad kulturą europejską uświadomiły mi, że nasza cywilizacja nie tylko wywodzi się z myśli chrześcijańskiej, ale jest z nią nierozerwalnie zrośnięta.”
Prawda, że wspaniały banał, nie wspominając już, że i wygłup. Bo równie dobrze ktoś inny mógłby napisać tak:
,, Od dzieciństwa interesowałem się matematyką, poświęcając każdą wolną chwilę rozwiązywaniu kolejnych słupków, a w ramach relaksu zdobywając informacje o życiu geniuszy: Pitagorasa, Archimedesa, Kartezjusza, Leibnitza czy Gödla. I wreszcie, wieńcząc zainteresowania studiami matematycznymi, uświadomiłem sobie, że tabliczka mnożenia ma zastosowanie w codziennym życiu.”
Prawda, że bzdura bzdurze równa? No bo czy trzeba ślęczeć nad twórczością Św. Augustyna i Tomasza z Akwinu, a potem jeszcze poświęcać czas na zgłębianie kultury europejskiej, by dojść do przekonania, że nasza cywilizacja wywodzi się z myśli chrześcijańskiej? Czyli wymyślać to, co zostało już dawno wymyślone.
Nie, k…!, wystarczy być choćby przybyłym właśnie z przestrzeni kosmicznej Marsjaninem, wejść na dowolną wieżę kościelną w Polsce i rozejrzeć się wokół. A z niej, ślizgając się wzrokiem ku kolejnej, i kolejnej, i kolejnej, niczym po wierzchołkach wież triangulacyjnych, od kościoła do kościoła dotrzeć aż po Gibraltar. Natomiast zmierzając w drugą stronę i odbijając sie od pękatych śpiewnością kopuł cerkwi, stanąć na przeciwległym krańcu Europy – na Uralu.
I gdyby ten Marsjanin zapytał kościelnego dziada, czym są te wieże, ten choć nie zgłębiał myśli Św. Augustyna, Tomasza z Akwinu ani Orygenesa, odpowiedziałby, że są miejscami chrześcijańskiego kultu, który od prawie dwóch tysiącleci towarzyszy europejczykom. Kultu opasującego kontynent siecią światyń czasem tak uwierającą, jak ciasny gorset – niemal do utraty tchu.
No i co wtedy pomyśłałby sobie zielony lud, który dopiero co wylądował na Ziemi? Ano to samo, co cytowana wyżej autorka: że europejska cywilizacja, którą przybył zgłębiać, wywodzi się z chrześcijańskiej myśli.
I już na koniec, jeśli miałbym czegoś mu życzyć, to tego, by w swoich podróżach po naszym kraju nie napotkał i nie zaznajomił się ze wspomnianą blogerką. Zresztą nie tylko z tą, bo i wieloma innymi również. Głównie dlatego, żeby nie zgłupieć bardziej, niż na Marsie jest to dopuszczalne.