Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1054
BLOG

Czy Pan Bóg lubi rockandrollowych ćpunów?

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 62

        Lubię patrzeć w gwiazdy. Patrzeć i poznawać przesłanie, jakie spływa ku nam, prostaczkom, z ich świetlistych aureoli. Ale nie, nie - broń Boże z żadnych takich prawdziwych gwiazd, znaczy tych na niebie czy jak to coś nad głową nazwać, żeby być bardziej… No takim teraźniejszym bardziej, prawda? Może w przestrzeni? O, niech będzie! A poza tym zaraz mógłbym zostać posądzony o donosicielstwo. Bo wiadomo - po tym, jak trzeci w kolejności ze znanych toruńskich astronomów, licząc od Wolszczana, okazał się tajnym współpracownikiem peerelowskiej bezpieki, to wstyd w ogóle taką profesją się zajmować. Zresztą rozmówki rodaków na ten temat mogą wyglądać teraz tak: pyta frajer frajera: - Słyszałeś, że znów opublikowano teczkę kolejnego kapusia bezpieki? - Znaczy astronoma, tak? - Nie, księdza. – Księdza, astronoma, pismaka – phi, też mi sensacja! No pewnie, dziś, gdy już nawet biskup donosiciel wrażenia nie robi, to co tam jakiś naukowy podglądacz galaktyk, tym bardziej jeśli mówiąc o gwiazdach, nie opowiada historii Hana Solo?

         No więc nie, chodzi mi o gwiazdy polskiego rocka na poziomie krajowym, a na arenie międzynarodowej bardziej karły, choć nie czarne, bo w czarnych, głównie z uwagi na klimat, polską ksenofobię i… Tak, może i nawet historyczny antsemityzm, co zawsze należy podkreslić, w czarnych jakoś nam nie obrodziło. O, na przykład taka Agnieszka Chylińska. Przed kilkoma dniami wzruszyła mnie do łez swoją wypowiedzią: ,,Bóg jest moim GPS-em. Nawet jeśli jesteś w głębokiej d..., mówi, że można zrobić jeszcze kilka ruchów”.

         A pewnie, że można. Nawet trzeba, żeby więcej radości użyć z niezakazanego dziś owocu. Ba, nakazanego niemal - tęczową modą i w ogóle. Kto nie wierzy, niech zapyta Roberta Biedronia. Wszak wiadomo – w Słupsku jak w dupsku! Ten na pewno potwierdzi. Znaczy Bierdoń, nie Słupsk, choć kto wie, jak ich tam teraz i w którą stronę pochyliło

         Pojecia tylko nie mam, gdzie zasłyszała o tym Chylińska, bo zestawem tego typu doświadczeń na pewno nie dysponuje, ale od czego wyobraźnia, prawda? A ona podpowiada… Nie, wróć, nie wyobraźnia – ta stawia w sposób bezkompromisowy i szczery diagnozę, taką mianowicie, że artystka jest dokładnie tam, gdzie Biedroniowi się marzy, by go ktoś odwiedził. Natomiast Bóg podpowiada jej rozwiązanie, czyli wyjawia sekretne remedium, jak z tego wyjść cało, choć spoko! - na zęby na pewno się tam nie trafi. Ale wyjść czy wyskoczyć nie należy wcale  tak od razu, o nie! Bóg widać też wie, co dobre, tak przynajmniej sugeruje gwiazda, bo Pan podpowiada jej jeszcze wykonanie kilku ruchów. A mając rzecz widzianą z perspektywy ,,od tyłu”, szepcze Chylińskiej do ucha, jakby ta była chłopem: ,, W prawo i na wątrobę, na wątrobę”.

         No ale nie tylko specyficznie wyrażaną nabożnością poruszyła mnie gwiazda. W tym samym wywiadzie, z którego pochodzi poprzedni cytat, a udzielonym magazynowi ,,Plus Minus”, wyznała szczerze, że chciała skończyć jak Janis Joplin. Czyli zaćpać się na śmierć heroinowo-alkoholową mieszanką. Co więc ją  powstrzymało, by przynajmniej umrzeć jak artystka, skoro za życia nie dorosła do tego formatu? Strach, pazerność dnia powszedniego, abstynencja? Nie, to nawrócenie. Powiada, że bez Pana Boga nie dałaby sobie rady. No i może bez matki boskiej pieniężnej też nie, wspierającej ją z tytułu uprawianej chałtury, o czym zapomniała wspomnieć, ale Pan Bóg jest zdecydowanie na pierwszym planie. Jak to Bóg sam zresztą ma w zwyczaju.        

         Jednak nie tylko Chylińska przeszła nawrócenie. Nie inaczej ,,prowadzi się” Dariusz ,,Maleo” Malejonek, którego ze śpiewanym reggae łączą głównie długaśne dredy i przebyta podróż po Jamajce. I oto z ćpuna gitarzysta przeszedł matamorfozę, urastając do roli nawróconego katola i krzewiciela wiary, fotografującego się z róźańcem owiniętym wokół dłoni. No i patriotę, współtworcę muzycznego projektu  ,,Morowe Panny”.  Ponieważ Maleo poczuł krew, czyli zainteresownie i pieniądze oraz wsparcie władz, przyszedł czas na ,,Panny Wyklęte” - gniot ośmieszający samym pomysłem równania zasług obu płci temat Żołnierzy Wyklętych, wydany razem z ,,Pannami Wygnanymi”. A później cwany artycha zafunduje nam jeszcze dzieci panien wygnanych, wnuczęta, prawnuczęta, braci i siostry… O właśnie, bracia i siostry, nie dajcie się nabierać cwaniakom z gitarą i różańcem, bo Polskę i Boga nosi się w sercu, a nie odpłatnie wygrywa na strunach albo ostentacyjnie uwiązuje różańcem do łapy, w którą przedtem wbijało się igłę, wstrzykując dawkę heroiny.

         I wreszcie trzeci ze świętej trójcy nawróconych ,,muzyków” - Robert ,,Litza” Friedrich, dawniej ćpun i alkoholik, później, po dwóch operacjach serca dozgonny rekonwalescent, a w miedzyczasie dzieciorób. Zerwanie z narkotykami nastąpiło więc z konieczności, natomiast upobożnienie w myśl powiedzonka: jak trwoga, to do Boga. Nie doszukujmy się więc ani zmądrzenia, ani nawrócenia tam, gdzie mamy do czynienia z czystym wyrachowaniem i lękiem. Dziś Litza służy za wzór męskości mentalnym katolickim pensjonarkom o dość rozwartym przedziale wiekowym, chrzaniąc natchnione farmazony w udzielanych wywiadach na temat opieki boskiej, dzieci i miłości.

         Co ciekawe, cała trójka zyskała życzliwe traktowanie w prawicowych mediach, notabene tak jak każdy, kto jest znany, a przy tym obowiązkowo i publicznie, choć wątpię czy zawsze szczerze wyraża miłość i podziw dla Stwórcy. I nieważne kim był przedtem - upadłym narkomanem, a na dokładkę zdemoralizownym łajdakiem, ważne, by teraz chwalił Pana, choć nikogo nie intersuje, co sam Pan o tym sądzi.

          A uważam, że miałby coś do powiedzenia, bowiem postawy rockandrollowych ćpunów i towarzysząca im na koncertach atmosfera nie tylko wskazywały młodym i durnym drogę zauroczenia zakazanymi prochami, ale wręcz zachęcały ich do pojścia nią. Pójścia ponad prawem, ponad normalnością, wbrew zdrowiu i życiu. Ilu z fanów dawnych idoli wylądowało w więzieniach, szpitalach, ośrodkach odwykowych i na cmentarzach? Bo chcieli być podobni do swych gwiazd, zachłysnąć się ich sposobem na życie, sprobówać zakazanego. Ilu z nich żyje dziś w traumie  tragicznych doświadczeń albo w ogóle nie żyje? Między innymi dzięki duchowym fundatorom narkomanii, zmieszanej z kakofonią ich dobrej bo głośnej muzyki. Ale oni są już moralnie czyści, żyjąc przykładnie, za pan brat z Bogiem, który jak wynika z zachwytów prawicowych pismaków, zapewne już im wybaczył.

         Gówno prawda, to tylko ksiądz mógł im wybaczyć i prawacy - Bóg nie. O ile tylko jest. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości