Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
903
BLOG

Niedoceniony Zbigniew H.

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 45

        Bardzo mi żal Zbynka Hołdysa z powodu pominięcia jego osoby, o czarnym kapeluszu już nie wspominając, przez Szwedzką Akademię, która gwałtem niemal odciśniętym na rozumie przyznała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury Bobowi Dylanowi. I za co? Że to niby jego teksty są takie wybitne a piosenki stawały się kultowe? No i co z tego? Przecież Zbynek nie musiał czekać aż te jego się uleżą, aby do tego miana aspirować, tylko od razu je komponował. Z samego założenia kultowe znaczy. I świat cały mógł ich wysłuchiwać, o ile tylko włączył polskie radio lub zawitał do jednego z polonijnych ,,restorantów“, jak mawiają zaatlantyccy rodacy, gdzie niegdyś artysta koncertował do kotleta, a w czasie drugiego ,,tournée” po Stanach Zjednoczonych – w polonijnych klubach.

         Już proste zestawienie informacji z dossier obu artystów skłaniałoby do wytypowania Hołdysa a nie Dylana. Bo jeśli ten drugi znany jest jako piosenkarz, kompozytor, autor tekstów, pisarz, poeta i grafik, to Zbynkowi, który może to samo i nie ukrywajmy – tak samo, jeśli nie lepiej, dochodzą jeszcze uprawiane zawody dziennikarza, scenarzysty, dramaturga i tłumacza literatury. Nadto, o czym należy pamiętać, był  Zbynek przez trzy lata wykładowcą w Warszawskiej Szkole Filmowej, nimo że nie posiada nawet matury, w czym przypominał innego profesora akademickiego z wykształceniem średnim – Władysława Bartoszewskiego. No ale czy Bartoszewski potrafił to wszystko, co potrafi Hołdys? Nie. No a Hołdys właśnie potrafi, ot co!

         I wreszcie, co ważne, nasz krajowy artysta jest mocno zaangażowany politycznie, głównie jako komentator wydarzeń, mimo że ten powinien być bezstronny, a Zbynek, choć zdecydowanie bywa tylko w jedynie słuszną stronę stronny, bezstronny właśnie nie jest. I ta stronniczość emocji poprzedzonych wewnetrzną sesją wyrafinowanych przemyśleń nie tylko pozwoliła, ale wręcz nakazała mu nazwać niegdyś publicznie Jarosława Kaczyńskiego ponurym ch***m, co w kołach dawniej rządowych a dziś opozycyjnych odebrane zostało jako chęć nawiązania bliższej współpracy na niwie dorzynania wcześniej opozycyjnych a dziś rządowych watah.

         No więc teraz pytam: czy Bob Dylan nazwał kiedykolwiek publicznie głównego polityka swojego kraju ch***m? Na dodatek ponurym, co źle świadczy o człowieku, nie wspominając już o samym ch**u, który z założenia powinien być radosny. Otóż nie nazwał. A mógł, na przykład w czasie wojny wietnamskiej, kiedy to nawet kilku włodarzom z górnej półki się należało. Jednak czy to z powodu wrodzonej bojaźni, czy braku hołdysowych emocji, dość że zainteresowania Dylana, które również oscylowały wokół polityki, nigdy nie przyjęły formy ani tak gwałtownych, ani personalnych ataków.

         Czy to dobrze? Ano nie. Bo zło, aby było dostrzeżone i podjęte w formie tematu społecznego dyskursu, musi być spersonifikowane. Inaczej rozmywa się w potoku słów, często niejasnych, obcych, a więc wrogich własnym kompleksom. A skoro wrogich, to odrzucanych wraz z niesioną przez nie treścią. Natomiast twarz, na dodatek kojarzona wyglądem z męskim narządem płciowym, wywoła od razu porządane propagandowo skojarzenia, rodząc agresywne emocje. I tak właśnie trzeba postępować, by skutecznie bronić demokracji. Co Zbynek wie a Bobowi jest intelektualnie obce.

         Można więc pokusić się o twierdzenie, że Hołdysowi należałyby się nawet dwa Noble: jeden z dziedziny literatury, a drugi pokojowy - za walkę o utrwalanie demokracji. Natomiast Dylanowi najwyżej kolejna Grammy – to wszystko.

         Poza tym Amerykanin zachowuje się co najmniej dziwnie, żeby nie powiedzieć niepoważnie. Szwedzka Akademia nie może się z nim skontaktować od chwili przyznania mu nagrody, czyli już od niemal tygodnia, a on sam unika mediów. Chodzą nawet słuchy, iż Bob nie tylko tęgo zapił, ale i napalił się ze wstydu i zgryzoty po tym jak uświadomił sobie, że to oczywiście Polak a nie on powinien zostać uhonorowany. I faktycznie trochę głupio, tym bardziej że Hołdys na pewno sam zatelefonowałby do Sztokholmu i na dzień dobry podał numer swojego konta, aby nie narażać zasłużonych Akademików na taki afront jaki przytrafił się im w przypadku Dylana, no i kłopoty z przelewem.

         Cóż, było, minęło. Może w przyszłym roku się uda. A póki co, Zbynek może skomponować nową kultową piosenkę: ,,Co się stało z Bobem D?”, laureatem, którego cały świat już szuka. Tytuł jak najbardziej na czasie, więc trzeba się śpieszyć. I oby tylko wyziew zapiekłej złości na ponurego ch**a, który jak złośliwy gnom na pewno zakazał zgłaszania zbynkowej kandydatury do Nagrody Nobla, nie rozwiał w nim delikatnej niczym kłaczek marihuanowego dymku weny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości