Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
405
BLOG

Caracala ciąg dalszy

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 11

        Rok przyszło czekać na zapowiadane jeszcze przed wyborami odstąpienie strony rządowej od rozmów z Airbusem, prowadzonych w sprawie zakupu francuskich śmigłowców EC725. I bez względu na to, co mówią tak zwani eksperci, a tych namnożyło się w Polsce tylu, że nawet z wymierającą powoli babcią klozetową całkiem sensownie o Caracalach można by dziś pogadać, to ja się cieszę. Cieszę się, bo była to decyzja dobra. I pomijając spory o dane taktyczno-techniczne produktu Airbusa i jego konkurentów, wystarczy fakt, że Francuzi wyprodukowali sto siedemdziesiąt sztuk tych maszyn, w tej liczbie sprzedając je nie tylko rządom, ale i odbiorcom cywilnym. Z tego, co warte podkreślenia, armia francuska zakupiła ,,aż” dziewiętnaście.

         W praktyce jest to dowodem minimalnego zainteresowania wewnętrznego i międzynarodowego rynku ofertą frnacuskiej firmy, co nie wróżyłoby sukcesów produkcyjnych fabryce, jaka w ramach offsetu miałaby powstać w Łodzi. Po prostu mówiąc językiem gawiedzi Caracal nie jest trendy w przeciwieństwie do masowo produkowanego Black Hawka, który sprawdził się na różnych teatrach działań wojennych, używa go w wielkich ilościach najwieksza armia świata i jest już produkowany w Polsce, więc automatycznie powinien być dla rządu naturalną opcją numer jeden. I przez moment nawet był, bo minister obrony zapowiedział szybki zakup kilku maszyn Sikorskiego.

         Dlatego jestem nieco zdziwiony, że MON znów zaprosiło trzech producentów, a więc i Airbusa do rozmów na temat dostarczenia polskiej armii śmigłowców. Wprawdzie na razie w ramach pilnej potrzeby zakupu dla wojska za jedynie okragły miliard, ale już można się domyślać, że przetragowy cyrk zacznie się od początku. 

         Czy zatem opowieść o niezależności pisowskiej władzy, która rzekomo broni polskiego a nie francuskiego interesu, włożyć można między propagandowe bajdy obliczone na wzrost sondaży? Czy może naciski Francuzów, w tym zagrożenie procesem, były na tyle skuteczne, że MON znów powróciło do poprzedniej koncepcji przetargu umożliwiającego  uzyskanie najlepszej oferty? Zresztą niekoniecznie od producenta gwarantującego optymalny dla naszej armii produkt. A może rząd polski odszedł od koncepcji robienia pojedyńczej ,,łaski” Amerykanom lub Francuzom, o czym wprost ostatnio pisano i teraz zapragnął uszczęśliwić wszystkie trzy firmy jednoczesnie, kto wie? Albo wręcz przeciwnie – wszystkim trzem pokaże gest Kozakiewicza, bo pan Antoni już dziś przebąkuje o wspólnym polsko-ukraińskim projekcie, uzbrojonym zapewne w trizub i wołyńską siekierę.         

         Zresztą jest podobno jeszcze jeden powód wzbogacenia wojska firmową mieszanką. Okazuje się bowiem, że oparcie różnych wersji maszyny na tej samej platformie jednego śmigłowca jest niemożliwe, a to dlatego, że jedna nie może spełnić wymogów, jakie stawia przed nią nasza armia. Tak mówią eksperci i minister obrony narodowej. No fakt, potrzebne nam jeszcze śmigłowce szturmowe, ale to jakby inna bajka, która nie dotyczy aktualnego przetargu na maszynę wielozadaniową. A na przykład Black Hawk produkowany jest w różnych wersjach dla różnych rodzajów sił zbrojnych, które to wersje są powszechnie używane w armii amerykańskiej. Ale w polskiej być nie mogą, bo polska jest szczególna, tak jak i szczególne są ambicje jej głupawych oficerów, którym jak dzieciom marzą się różne drogie cacka, w związku z czym nie są w stanie ustalić wspólnego stanowiska – dla dobra państwa i jego budżetu.

         Nawiasem mówiąc, już przed niespełna rokiem Antoni Macierewicz i Bartosz Kownacji niedwuznacznie sugerowali tę właśnie możliwość. Co prawda wtedy myśleli o dwóch markach śmigłowców, ale co szkodzi, jeśli dla poprawy nastrojów w zarządach koncernów Airbusa, Sikorskiego i Leonarda, wywołania uśmiechu na twarzach polskich pracowników tych dwóch ostatnich firm, a nawet zasiania optymizmu wśród przyszłej, jeszcze anonimowej załogi fabryki w Łodzi, zakupią od każdego producenta po trochu? Już dziś widzę tę radość na twarzach pilotów, którzy w czasie konfliktu, zaraz po ostrzelaniu ich maszyny, osiądą na najbliższym polowym lądowisku, dopominając się szybkiej wymiany na przykład uszkodzonego przewodu paliwowego w swoim Black Hawku, i usłyszą: ,,Sorrki, ale mamy tylko przewody do caracala, głuszca i sto czterdziestki dziewiątki, ale jak poczekacie dzień, dwa, to zamówimy u producenta w Mielcu i może dowiozą”. Fajne? Fajne, tylko trochę takie przez łzy.

         Hm, dziwne państwo ta Polska, w którym rząd boi się wybrać jedną z przetargowych ofert, by nie być posądzony o korupcję, lobbująca opozycja oficjalnie reprezentuje obce interesy gospodarcze, a Ministerstwo Obrony Narodowej chce zrobić wszystkim dobrze, choć jest to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.

         No a może ono wcale nie jest dziwne, bo to już nawet nie państwo? 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości