Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
204
BLOG

Upiory w lustrach

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

        W państwie Wiślan trwa właśnie wielki przedgwiazdkowy spektakl zatytułowany: ,,Próby obalanie rządu przez sejmową mniejszość w warunkach zimowych“. A dlaczego przedgwiazdkowy? Bo gdy ludzie wiary, nawet tej ciupciej, ale jednak, tradycyjnie szykują się do świąt, zaś pracowici handlarze, również ci tanim słowem pociechy, liczą zyski, łajdacy, złodzieje i nierządnice - głównie te polityczne albo zwłaszcza te, wykorzystują okres społecznej nieuwagi do skoku na władzę. Oczywiście jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś i może nie jutro, ale urabianie gruntu pod ten moment jest łatwiejsze obecnie niż kiedy indziej. A to dlatego, że grudzień oprócz bożonarodzeniowo-karpiowej atmosfery mimowolnie narzuca Polakom kojarzenie każdej władzy z jaruzelską dyktaturą, tym bardziej że rodacy w ogóle nie przepadają za jakimkolwiek rządem. No może prócz durnego rządu Jej Królewskiej Mości, do niedawna zezwalającego Hunom Wschodniej Europy żyć w obcym, cywilizowanym kraju cywilizowanych przepisów na socjalnego, całkiem niecywilizowanego sępa.

         Wydarzenie mające miejsce w Sejmie, w piątek 16 grudnia, to zwykła chamska prowokacja ze strony opozycji, zaplanowana do spółki ze wspierającym ją z ulicy Komitetem Obrony Demokracji i tracącymi wpływy, a przede wszystkim pieniądze, opozycyjnymi mediami. Prawdę powiedziawszy, regulacja kwestii obecności dziennikarzy w siedzibie polskiego parlamentu, może nazbyt radykalna i jednak warta dyskusji, nie stanowiła powodu do sprowokowania tak skandalicznej draki. I choć podkreśla się, nawet po prawicowej stronie, iż na Zachodzie przedstawiciele mediów mają większe swobody niż te określone nowymi przepisami w Polsce, to przecież faktem jest i to, że trudno dostrzec tam bieganinę po korytarzach dziennikarskich tabunów i niemal siłowe domaganie się komentarzy od przypartych do muru ścianą mikrofonów, kabli i kamer polityków. Poseł ma obowiązek współpracować z mediami w ramach tematyki dopuszczalnej prawem, ale już nie obowiązek takiej współpracy w każdych miejscu i w każdych warunkach. No przecież tego Konstytucja nie przewiduje, choć kto wie – może w wykładni profesora Rzeplińskiegio i owszem.

         Tu wypada dodać tylko słówko o jak zwykle krytykujących rząd  Prawa i Sprawiedliwości pismakach prawicy, działających albo w ramach pewnej mody, albo niezadowolonych z wymiarów koryta, które nowa władza podstawiła im pod medialny ryj. Mam tu na myśli zwłaszcza stałe malkontenctwo Piotra Zaremby, który zdołał uwierzyć w swą pozycję publicystycznego guru i dziś na bosaka stąpa po wodnistej zawartości własnej felietonistyki. Otóż niemal z łezką w oku wspomina Zaremba czasy, gdy w odróżnieniu od tatalitarnych lat peerelu wrota Sejmu otworzyły się dla dziennikarzy, a oni, chodząc stadami po siedzibie polskiego ustawodawstwa, kładli podwaliny pod rządy czwartej władzy. No cóż, świat idzie naprzód i nawet pan Piotr mniej się dziś zapowietrza podczas wygłaszania swoich terkoczących tyrad, niż ćwierć wieku temu. Czemu więc nie usprawnić pracy Sejmu?

         - Ech, to se ne wrati, panie Zaremba - chciałoby się powiedzieć, choć kto wie, kto wie, bo przecież sam ( baczność! ) Jarosław Prezes bąknął coś na temat spotkania z dziennikarzami w sprawie ich uprawnień na terenie polskiego parlamentu. Może się wystraszył, może zmądrzał, a może zmądrzał oportunistycznie, co politykowi jak najbardziej uchodzi. W każdym razie, podobnie jak z premiami dla prezydium Sejmu i Senatu, które wstrzymał, dał do zrozumienia, że nic a nic o sprawie nie wiedział. Żałosne!

         Podobnie jak żałosne jest zachowanie protestujących kodziarzy, których agresja przybiera czysto ekstremalne formy w sprawach nawet dla idioty, czyli kodziarza, mocno dętych. Oto scenka: na ulicę, którą wyjeżdżają posłowie PiS z blokowanego Sejmu, pada rzucona z tłumu dymna świeca. Chwile później na jezdni kładzie się jakiś mężczyzna. Podchodzi do niego kilka osób, robią mu zdjęcia, filmują i odchodzą. Mężczyzna wstaje i oddala się z miejsca zdarzenia. A zdjęcia potwierdzające brutalność policji i używanie gazu łzawiącego zapewne opublikują życzliwe Polsce światowe media.

         Komentarz chyba zbyteczny, tym bardziej że jest ciekawszy aspekt walki politycznej w Polsce. Oto rząd, za którym stoi parlamentarna większość Prawa i Sprawiedliwości, a partia ta jak dotychczas cieszy się liczniejszym społecznym poparciem niż pozostałe opozycyjne ugrupowania w Sejmie razem wzięte, wyraźnie czuje się zagrożona. Gdyby tak nie było, Kaczyński by nie próbował łagodzić sytuacji z dzienikarzami i nie nakazywał policji obchodzenia się z agresywnymi prostestantami jak ze szkolną dziatwą, co to nosi piórniki z kredkami w tornistrze. I to tylko upewnia bydło, że może czuć się bezkarne, choć nawet nie potrafi uzasadnić jednego zarzutu wykrzykiwanego na ulicy przeciwko PiS-owi. A nie potrafi, bo zarzuty wymyślane przez politycznych hersztów bydła nie mają oparcia w politycznej i społecznej rzeczywistości – to oczywiste. Chodzi zatem o coś innego - o sprowokowanie takich wydarzeń, które zagraniczni zlecenidawcy lokalnych zbirów mogliby użyć przeciw rządom PiS, a tym samym przeciwko Polsce. Bo o to naprawdę toczy się gra, o stłamszenie suwerennych tendencji i poddanie się elit władzy woli Unii, co należy czytać jako woli Berlina. Zaś wstęp do repolonizacji bankow przyśpieszył tylko ten proces. Bez tego poparcia nasi rodzimi hersztowie ,,nie szliby na całość“.

         I oto może się okazać, że mniejszość wsparta z zagrainicy niedemokratycznie obali demokratycznie wybrany rząd, popierany przez wiekszość Polaków, w opinii światowych mediów uznany za niedemokratyczny. Tego bez wódki nie da się zrozumieć. Ale tylko pozornie. Bo za tym społecznym poparciem nie idą ulicami wielosettysięczne tłumy, jak jeszcze niedawno na Węgrzech, dające Orbanowi mocną legitymację władzy. Po prostu w pogoni za karpiami, dobrym słowem na wigilię i oczekiwaniem na kolejną daninę plus, oferowaną przez rząd, naród zwitumisił sie i przysnął. I wtedy obudziły się upiory. O dziwo jakieś znajome, bo jakby na przekór mitom widziane w lustrach i spijające własną krew socjalnych reform. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka