Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
3277
BLOG

O znikającej brygadzie

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa NATO Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

        Byliście kiedyś głodni? Tak, nie? Zresztą nieważne –  naprawdę mało mnie obchodzi czyjś głód, a na potrzeby tego felietonu wystarczy wam wyobraźnia. Podobnie jak i mnie, choć kiedyś sam utwierdzałem się w przekonaniu, że byłem niedożywiony. To znaczy tak sądziłem, gdy na przykład z różnych powodów obiad się opóźniał, ewentualnie gdy jadąc na cały dzień na ryby zapomniałem kanapek. Prawda jednak jest nieco inna, a nie mam podstaw, by nie wierzyć ojcu, który kiedyś skorygował trochę moje narzekania, twierdząc, że głodny to bywał on, nawet bardzo – niemal do utraty świadomości, natomiast mnie zdarza się mieć jedynie większy lub mniejszy apetyt. I zaraz dodawał na pocieszenie, że wcale nie muszę czuć się pomniejszony o brak tego typu doświadczeń.

         No dobrze, zakładam jednak, że możemy sobie wyobrazić wielką potrzebę jedzenia, na przyład po całodobowym wyczekiwaniu na posiłek, siedząc sami jak palec w głowie długiego restauracyjnego stołu. I oto nagle kelnerzy donoszą zamówione potrawy. Nie za dużo broń Boże, ot przekąski w sam raz wystarczające, by oszukać burczący w brzuchach głód/apetyt – niepotrzebne skreślić. Gorzej, że wykwintnie podane, postawione zostały po drugiej stronie stołu, poza zasiegiem naszych sztućców, a zatem nie tam, gdzie się ich spodziewaliśmy i na dodatek zdecydowanie większa ich część wędruje po chwili do innych gości. To, co nam zostało, to nakrycie i przyprawy. Trudno się nimi najeść, to fakt, ale wrażenie robią – sytości pozornej jakby, a zwłaszcza musztarda, o której można się domyślać, że jak to z nią bywa, została podana zaraz po sutym obiedzie.

         Takie to refleksje naszły mnie po medialnej wrzawie o amerykańskiej brygadzie pancernej, która dotarła do Polski, żeby… No tak, i tu się zaczyna problem, bo przecież nie trafiła tu po to, by nas bronić. Dlaczego? Albowiem jest tylko chwilowo, tu i teraz, w styczniu, za to już w lutym ma zostać rozczłonkowana i przetransportowana do kilku państw wschodniej flanki – krajów bałtyckich, Bułgarii, Rumunii i… Niemiec, z czego wynika, że terytorium naszego zachodniego sąsiada, a konkretnie Grafenwöhr w Bawarii, też rozpościera się na wschodniej flance NATO. I może tak jest, bo ktoś od lat usilnie nas przekunuje, iż obszar paktu kończy się na Odrze, a dalej to już tylko zadupie,… ops, znaczy jego przedmurze – nie zadupia, tylko paktu właśnie -  co nawet dobrze, bo takie ustawienie podziałów Europy ma odniesienie do tradycji, a tradycja wiadomo rzecz święta.

         Co ciekawe, żadne z państw, na terenie których zostaną rozlokowane pododdziały amerykańskiej brygady pancernej, co to niby miała bronić Polski, również nie mogą poczuć się bezpieczniejsze. Obdzielając je ułamkowymi częściami 87 czołgów Abrams i 144 bojowych wozów piechoty Bradley, które dotarły w styczniu do Polski, jankesi grają symbolami, które militarnie nie zmieniają ani na jotę układu sił we wschodniej Europie. Zresztą prześledźmy to na przykładzie Polski.

         Jednostki amerykańskie lub dokładniej to, co z nich pozostanie po dyslokacji, zadomowią się na zachodzie kraju – w garnizonach Żagania, Świętoszowa, Bolesławca oraz Skwierzyny. Oczywiście zadomowią się rotacyjnie, zmniejszając własne możliwości bojowe z powodu stale zmieniającej się grupy wojsk, asymilującej się w nowych warunkach i nieznanym terenie. I zanim ta zdąży się oswoić, już zastąpi ją kolejna.

         Najgorsze jednak jest to, że atakujący Rosjanie wcale nie muszą wejść w kontakt bojowy z jednostkami amerykańskimi. A przecież zgodnie z nadzieją polskich polityków i sztabowców to nie tyle siła sojuszniczych oddziałów, co możliwość starcia się z nimi ma powstrzymać Kreml przed agresją na nasz kraj. Jednak stosując taktykę sprawdzoną na Ukrainie, czyli zjadania przeciwnika po kawałku, Rosjanie będą na początku dążyć do połączenia okręgu kaliningradzkiego kosztem części terytorium Polski i Litwy z Białorusią, a w razie poszerzenia się konfliktu – ewentualnie do zajęcia terytorium do linii Wisły. Wtedy nie tylko że nie zdążą wejść do walki polskie związki pancerno-zmechanizowane stacjonujące nieopodal niemieckiej granicy, ale również Amerykanie – w sile pozostawionego w Polsce sztabu rozsianej po kilku krajach brygady, jej służb logistycznych i 18 armatohaubic Paladin. Zresztą po co miałyby wchodzić do walki, skoro Rosjanie zanim uderzą, w zamian za inne frukta ustalą być może z Zachodem rozmiar dopuszczalnej ekspansji. Rzecz jasna z dala od Redzikowa.

         Okazuje się jednak, że zakwaterowanie Amerykanów przy zachodniej granicy jest wspaniałym pomysłem, uzasadnionym realiami zaplecza i, co dziwne, najbardziej honorowym? Tu warto się wsłuchać w głos dwóch generałów – Bolesława Balcerowicza, profesora nauk o bezpieczeństwie z Uniwersytetu Warszawskiego i byłego dowódcy jednostki GROM Romana Polki.

         Ten pierwszy wyjaśnił, że obecnośc Amerykanów przy zachodniej granicy związana jest z brakiem odpowiedniej infrastruktury na obszarach wschodnich. Znaczy jajogłowy z pagonami twierdzi, że możliwości obronne państwa polskiego zależą od zaplecza, którego organizacja byłaby zbyt kosztowna. A ponieważ od ćwierci wieku nie stać nas na budowę koszar, hangarów, garaży, magazynów i pól ćwiczeń na wschodzie, to zamknijmy wojskowy biznes na patyk i w ogóle nie zawracajmy sobie głowy obronnością, skoro musimy walczyć tam, gdzie mamy koszary, stołówkę, kuchnię oraz spłukiwane wodą kible zamiast polowych latryn. Ale broń Boże nie tam, gdzie wymaga tego bezpieczeństwo państwa.

         Natomiast Roman Polko, gość, którego kariera powinna zostać wyhamowana na etapie dowódcy batalionu, uważa stacjonowanie sojuszniczych pododdziałow na zachodzie kraju za dobry pomysł. Dlaczego? – Byłoby dla nas dyshonorem, gdyby pierwszymi ofiarami rosyjskiej agresji na Polskę byli Amerykanie – powiada.  - Ostatecznie my sami musimy być przygotowani do przyjęcia pierwszego uderzenia i obrony przesmyku suwalskiego. Amerykanie są w stanie w szybkim tempie przerzucić wojska na wschód.

         Jakie wojska, chciałoby się zapytać Polkę? Dowództwo brygady, służby logistyczne i 18 haubicoarmat? No a my, my czym będziemy na tej połnocno-wschodniej flance walczyć, skoro gros naszych sił również stacjonuje na zachodzie? I wreszcie o jakim typie honoru ten zupak mówi – o tym od nieoddanych guzików, tym od szabelki?

         Mój ojciec nie miał jednak racji – ja naprawdę jestem głodny. Ale podobnie jak wielu myślących Polaków, głodny rozsądku, wiedzy oraz fachowości, której spodziewam się po ludziach odpowiedzialnych za stan państwa. No i honoru, tak, honoru też. Głównie po to, by szczerości w rozmowach z narodem nie zastępowali tanią, głupią propagandą.

          No dobrze, ale czy obcność tych wojsk wzmocni bezpieczeństwo Polski? Oczywiście, tak samo, jak przyprawy ze stołu posilą głodnego, czyli zawsze trochę jednak tak.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka