Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
902
BLOG

Potrójny parasol prezesa i słówko o gogolowskim państwie

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

        Z polskim systemem bezpieczeństwa narodowego nie jest najlepiej i wcale nie dlatego, że wyższy rangą oficer, konkretnie w stopniu pułkownika choć z mentalnością zupaka ochoczo wali do dacha dwudziestoparoletniemu pracownikowi apteki w Łomiankach, awansowanemu do rangi szefa gabinetu politycznego i rzecznika prasowego MON. Oczywiście dobrze to o armii nie świadczy, o czym później, niemniej są rzeczy bardziej zdumiewające od wrzawy, jaka od miesięcy powraca do mediów z różnym nasileniem, w zależności od stopnia grzechów popełnianych przez Bartłomieja Misiewicza – tych wyimaginowanych i tych prawdziwych.

         Otóż przeglądając wiadomości na stronie pisma ,,wSieci” dowiedziałem się, że prezes Jarosław Kaczyński miał przedłożyć Angeli Merkel projekt, o którym wspominał już w rozmowie z tygodnikiem  ,,Frankfurter Allgemeine Zeitung”, dotyczący stworzenia wspólnego europejskiego parasola atomowego obejmującego całą Unię. Pomysł niegłupi, obecnie, po wyjściu Wielkiej Brytanii z europejskiej wspólnoty zakładający oparcie sił atomowego odstraszania na potencjale nuklearnym Francji. Oczywiście trzeba jeszcze namówić do tego Francuzów, co może być trudne, bo byłby to drugi po układzie NATO pakt, w którym atomowa pięść Paryża mogłaby zostać użyta w obronie nie własnej, ale koalicjantów. Przy czym wiadomo, iż Francuzi są genetyczniu tak już skonstruowani, że nie chcą umierać za Gdańsk, a zatem również za położone przy opłotkach cywilizacji Białystok, Tallinn czy Rygę. Jednak fakt przyjęcia na siebie podwójnych zobowiązań wynikających i z przynależności do Sojuszu Północnoatlantyckiego, i nowego paktu samej tylko wspólnoty stworzy większą możliwość użycia potencjału nuklearnego przeciwko Rosji, co automatycznie skonfliktuje Moskwę z Unią, ale przede wszystkim z Francją. A przecież Francuzi nie tylko żywią historyczną sympatię do cyrylicznych, ale i po mordobiciu jakie otrzymali od nich w erze napoleońskiej, zakończonym zajęciem Paryża, cierpią na wzmożony respekt, zatem wątpię czy chcieliby zadrażniać wzajemne stosunki.

         No ale nie można z góry przekreślać powodzenia Jarosławowego planu, który gdyby nawet szyty był na wyrost dobrymi chęciami, to i tak spełnia swój propagandowy zamysł. Gorzej jednak, że na tej samej stronie wiadomości tygodnika ,,wSieci”, tylko nieco niżej znalazłem kolejny projekt prezesa, który tym razem stwierdził, że ,,powinniśmy działać na rzecz włączenia Polski w amerykański system obrony atomowej”. Trochę to dziwne, że jednego dnia puszczane są w obieg dwie informacje prowokujące do niewesołych przemyśleń – nie na temat prezesa, tylko stopnia zbliżających się ze Wschodu zagrożeń. I nie powiem, że planowane inicjatywy są sprzeczne, bo o zwiększenie bezpieczeństwa państwa można zabiegać na wielu kierunkach dyplomatycznej aktywności, niemniej nadmierna pomysłowość Kaczyńskiego zaświadcza o kilku sprawach – notabene jak już wspomniałem wcześniej nieciekawych.

         Otóż próba znalezienia się w zasięgu dwóch kolejnych parasoli atomowych sugeruje, że na ten pierwszy, natowski, nie możemy za bardzo liczyć, skoro zabiegamy o następne. Ewentualnie może być i tak, że Kaczyński przewiduje albo możliwość rozwiązania sojuszu, albo taką utratę jego zdolności do działań i osłabionej uwarunkowaniami politycznymi woli walki, że zdecydował o konieczności poszukiwania realnej alternatywy. Pytaniem tylko pozostaje, czy dając wyraźny sygnał działania w tej samej sprawie na dwóch kierunkach – brukselskim i waszyngtońskim, tu i tam zostanie potraktowany poważnie, a nie jak tonący, który wszystkiego się chwyta, a właśnie taki niefortunny przekaz zaistniał ,,wSieci”. W każdym razie gdyby tak się stało, wtedy może dojść do sytuacji, w której Polska będzie nie pod jednym, ale pod trzema parasolami atomowymi, co już źle mi się kojarzy, bo przypomina dowcip ze szwejkowej serii o trzech nocnikach, które i tak nie spełniły swojej roli.

         No dobrze, a teraz kilka słów o Bartłomnieju Misiewiczu. Otóż choć nie podważam jego wrodzonych talentów do sprawowanych funkcji, bo ich nie znam - znaczy talenów, nie funkcji - to wolałbym, by jako szef gabinetu politycznego i rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej miał za sobą doświadczenie choćby ładowania magazynków do kałacha lub obierania ziemniaków w kuchni polowej, zamiast wypełniania w aptece fiolek pastylkami. Ale jest jak jest, Antoni Macierewicz ma wrażenie, iż wie, co robi i ja się łudzę wraz z nim, że wie, bo posiada u mnie kredyt zaufania – jako Polak i jako człowiek. A na dodatek nie może ot tak sobie pozbyć się rzecznika, jako że wtedy posługująca się kłamstwem opozycja zacznie mieć wpływ na obsadę stanowisk w rządzie PiS.

         Natomiast ciągłe ataki na Misiewicza spowodowane a to przyznaniem medalu, a to rzekomym oddawaniem mu honorów przez generałów, czy ostatnio odsądzanie go od czci i wiary za pobyt na dyskotece, byłyby groteskowe, gdyby nie fakt, że brak w nich elementów komizmu. Za to tragedii cały worek, albowiem jak inaczej można nazwać sytuację, w której część nawet udyplomowanego motłochu daje posłuch taniej i kłamliwie śliskiej propagandzie.

         Bo o co chodzi? Czyżby młody człowiek nie miał prawa w czasie wolnym się zabawić? Mówi się, że ,,Fakt” udokumentował zdjęciami pobyt Misiewicza w klubie, ale jakimi zdjęciami? Czy było na nich coś kompromitującego? Nie. Czy poświadczono fotkami medialne ploty, że udał się tam rządową limuzyną – całe trzysta pięćdziesiąt metrów? Też nie. Zatem nie ma sprawy, ale nie dla gawiedzi. Ta kupi wszystko, jeśli tylko może porechotać do woli lub się powściekać. Podobnie było z przyznaniem medalu? Czy wiek ma decydować o tym, że kogoś nim nagrodzono, czy jego zasługi? No ale wiadomo – na zasługi gość też jest za młody. Z definicji. I znów motłoch to kupił.

         Wreszcie sprawa ciagnącego się za Misiewiczem salutowania mu przez generałów. Otóż nie generałów, tylko pułkownika, i to jednego. A konkretnie Andrzeja Kozerę, dowódcę 1. Grójeckiego Ośrodka Radioelektronicznego. No i znów pytanie: czy za nadmiar gorliwości wypłoszonego oficera, który nie zna regulaminów, odpowiada Misiewicz? Czy to on zażądał honorów, czy wystraszony żołnierz chciał być bardziej papieski? Wyrok mediów i ocena bezmyślnej tłuszczy były oczywiste – winny jest rzecznik prasowy MON.

         A jest to historia smutna, na co ani prasa, ani owa gawiedź nie zwróciły uwagi. Bo dowodzi panicznego lęku przed władzą i mackami jej biurokrtycznej, zhierarchizowanej machiny, które jak w ,,Rewizorze” czynią człowieka małym, zaszczutym i stale wystraszonym w kontaktach z przełożonymi, co popycha go na skraj zagubienia i pomieszania wartości, skazując ostatecznie na infamię i śmieszność. Zupełnie jak w gogolowskim państwie. Bo niestety, ale wciąż w takim żyjemy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka