Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
361
BLOG

Smoleńsk w nowej wersji

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

        Lubię niekiedy zajrzeć do innych mediów niż te, które są oficjalnie prorządowe lub oficjalnie proopozycyjne. Głównie po to, by nie zanudzić się na śmierć przewidywalnymi w treści gatunkami laickiej propagandy. No i nie zgłupieć do reszty, starając się porównywać i łączyć różne komentarze, by później, często dowolnie, dzielić je na pół. I wtedy właśnie ląduję miekko niczym na skrzydłach anioła stróża w programie telewizji Trwam, czując zaraz chłodny powiew wilgotnego grzybem wielowiekowego zabobonu. Ten dobiega zapewne od kruchty, gdzie w zaciszu szeptanej modlitwy odbywa się przemielanie informacyjnej papy, podawnej następnie z hostią i sygnowanej cenzorską parafą ojca Rydzyka.

         Przesadzam? Na pewno. Złośliwie? To również. Ale z uwagi na moje doświadczenia, z trudem ukrywany cynizm, typ przekornej osobowości i wyznawany światopogląd nie mogę tego uniknąć. To po prostu silniejsze ode mnie. Tu jednak muszę dodać, że abstrahując od tego, co uznałem w moim skromnym życiu za zbędne, merytoryczna wartość przekazu religijnej stacji przewyższa nieraz uznane za wiodące bloki informacyjne TVN, Polsatu i TVP, natomiast kultura prowadzących audycje na pewno bije na głowę często hucpiarskie zachowania redaktorów głównych mediów.

         Dobra, nieważne, to tylko tytułem wstępu. Otóż dwa dni temu w programie ,,Polski punkt widzenia” gościem Dariusza Pogorzelskiego był wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki. Trochę się zmusiłem do oglądania, bo Kownacki do charyzmatycznych polityków raczej nie należy, lotność jego myśli kojarzy się z ołowiem, a sposób prowadzonej narracji przypomina wyuczone monologi gimanzjalisty. Zatem chłop widzowi w pamięć nie zapada. Na szczęście spędzany z nim czas, podobnie jak z innymi ludźmi władzy i opozycji wywodzących się z tej samej emocjonalno-intelektualnej półki, przelatuje szybko jak woda w klozetowej muszli, przez co się nie dłuży, być może i dlatego, że wyłaczając nasłuch możemy się oddać ciepłym rozmyślaniom o dupie maryni. Jednak wtedy było inaczej.

         Wszystko zaczęło się od końcowego pytania Pogorzelskiego o zakup samolotów dla VIP-ów, na co Kownacki odparł z nieukrywaną, propagandową dumą, że dwadzieścia siedem lat nie można było tych maszyn zakupić, a rząd PiS proszę - załatwił wszystko w czasie półtora roku. I wtedy Pogorzelski dorzucił coś, co nagle wzbudziło moje zainteresowanie. Stwierdził bowiem, że sprawa wspomnianych samolotów jest bardzo ważna, szczególnie zaś dlatego, że wszyscy pamiętamy tragedię w Smoleńsku. Zatem polscy politycy potrzebują dobrych, bezpiecznych maszyn, bo to świadczy o państwie.

         Czyli co z tego wynika? Ano tyle, że prowadzący powiedział wprost, iż smoleńska katastrofa nie była żadnym zamachem, wymuszonym przez prezydenta błędem pilota, jak to chciała Anodina i wtórujący jej nasz rząd, ani nawet zawinionym popisem niekompetencji rosyjskich kontrolerów, tylko komunikacyjnym wypadkiem spowodowanym niesprawnością przestarzałej i nadmiernie wysłużonej maszyny, co… No właśnie – co świadczy o państwie!!!

          - O, do diabła! – pomyślałem i zamieniłem się w słuch, oczekując teraz reakcji wiceministra i przy okazji adwokata części rodzin smoleńkich ofiar.

         A ten absolutnie nie skorygował Pogorzelskiego, tylko potwierdził jego opinie. - Tak, to właśnie świadczy o państwie – powtórzył. I dodał: -  Na nieszczęście ta tragedia, która się nie powinna zdarzyć, jest zbrodnią tych, którzy dopuścili do tej sytuacji.

         Na czym więc w myśl nowej i wydawałoby się, że oficjalnej, bo pochodzącej od pisowskiego przedstawiciela kęgów władzy i wyrażonej publicznie teorii polega wina Tuska oraz jego zaufanych? Otóż już nie na zarzucanej byłemu premierowi rzekomej współpracy z Putinem, sprowadzającej się do rozdzielenia katyńskich uroczystości, a potwierdzonej sławetnymi ,,żółwikami”, nie na kreowaniu klimatu stałej agresji wobec prezydenta i utrudnianiu mu wykonywania sprawowanej funkcj, i na pewno nie na podłożeniu w tupolewie wybchowych ładunków. Nie, wina tamtej władzy, nazwana przez prawnika z wykształcenia błędnie zbrodnią, polega na niezakupieniu nowych samolotów – taki przekaz popłynął z ust wiceministra, obalając tym samym wszelkie wątki trotylowo-mgielne lub dokładniej – z uwagi na chronologię podejrzeń - mgielno-trotylowe. A ponieważ rządzący poprzednio PiS również żadnych decyzji w sprawie nabycia nowych maszyn nie podjął, więc spoczywa na nim współodpowiedzialnośc za grzechy zawinionej przeszłości, co do łba panu wiceministrowi już nie przyszło.
         Pozostaje tylko pytanie, czy rozmowa pomiedzy Pogorzelskim a Kownackim była wyreżyserowana i miała na celu wniesienie do dialogu publicznego nowej wersji smoleńskich wydarzeń? Tym razem już na dłużej obowiazujacej, a wymuszonej na przykład przez Amerykanów, którym może zależeć na wyciszeniu smoleńskiej wrzawy i poprawieniu relacji z Moskwą. Czy może nie i Kownacki przez własną głupotę wstąpił w mylny trop przyczyn katastrofy, wydeptany moment wczesniej przez Pogorzelskiego? Ewentualnie tak właśnie sam uważa, choć powinien to zachowac dla siebie, bo jest pionkiem na politycznej szachownicy.

         A jak było naprawdę przed siedmioma już prawie laty na Siewiernym? No cóż, tego nie wiemy i nie sądzę, byśmy się mieli kiedykolwiek do końca dowiedzieć, zadawalając się domysłami. Natomiast Kownackiemu i jego pisowskim kolegom radziłbym, by pomimo zmiany wersji tragicznych wydarzeń, latając nawet nowymi, doskonale sprawdzonymi samolotami, w Smoleńsku jednak nie lądowali. Po prostu tak dla zasady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka