Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
174
BLOG

Cała wiedza z trzech słów

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 0

        Są ludzie, którzy aby coś przekazać innym muszą niemal napisać książkę, bo inaczej nie potrafią. Albo nie niemal tylko faktycznie – długą i nudną przy tym, z której już po roku pamiętamy jedynie to, że Kuba uciachał sobie siekierą kulasa, co było najtrwalszym emocjonalnie czytelniczym przeżyciem. Ewentualnie mogą gadać, gadać i gadać, gubiąc się nie wiedzieć czemu w labiryntach wielowątkowej narracji i stałych dygresji – czyli zupełnie jak ja - by ostatecznie tak zniechęcić słuchacza, że temu umyka finalne clou. Notabene wraz z rześkością przymulonego nudą umysłu.

         Ale nie wszyscy przecież tak mają. Ot, na przykład mistrzowie literackich form krótkich i jeszcze krótszych sentencji, którzy minimalizując ględzenie i wszelkie ozdobniki, trafiają przypowiastką, zdaniem lub wręcz słowem w sedno omawianego problemu - na ogół w sposób niepodważalny. Albo politycy wtórujący lakonicznością przekazu naszym własnym, rozsadzającym głowy domysłom i sprowadzający je do zwięzłej oczywistej oczywistości. Na przykład można wsłuchiwać się w tysięczne głosy konstytucjonalistów, którzy zanudzą nas teoriami o usytuowaniu urzędu prezydenta w systemie organów władzy demokratycznego, pluralistycznego państwa, podczas gdy przyjdzie taki jeden, tytan o umyśle mędrca Europy, i wyrazi wszystko w kilku prostych słowach: ,,…powinna być lewa noga i prawa noga. A ja będę pośrodku”, powie. I czy od tamtej pory inteligentny osobnik może mieć inną historyczną wizję człowieka z podpisu, niż ta, jaką on sam jednym krótkim zdaniem wyznaczył sobie w dziejach? Nie może, i nie trzeba nawet w tym celu czytać opasłych ksiąg Cenckiewicza, Gontarczyka lub Zyzaka, które mają ten jeden lecz jakże wstydliwy feler, że nie występuje w nich Kuba z siekierą i gangrenujacym kulasem.

         Zdarzają się jednak i tacy, którzy nie żeby z mądrości, ale bez przemyślenia, z głupoty na ogół, w jednym przypadkowo rzuconym zdaniu powiedzą tak wiele, że niechcący otworzą słuchaczom oczy na otaczającą ich rzeczywistość. Ma się rozumieć otworzą wtedy, gdy słuchacze mają w sobie tyle ciekawości świata, a i samozachowawczego instynktu przy okazji, że chcą te i inne prawdy poznać. Bo jak nie, to wołami ich do wiedzy nie zaciągniesz. To znaczy nie do każdej, bo tę o samochodach, zwłaszcza cenowo dla nich niedostępnych, odzieżowych markach, intymnych żelkach, smakowych prezerwatywach i gatunkach piw przyswajają niczym gąbka wodę, oddając ją póżniej – wiedzę, nie wodę – w rozmówkach gęsto okraszanych słowami: dokładnie, generalnie, super i jakby. Ale do rzeczy, by ktoś mi nie zarzucił nadmiernego przynudzania, tym bardziej że nie przewidziałem obecności Kuby w tym felietonie, którego bolesna przypadłość ożywiłaby nieco czytacza.

         Oto niedawnym gościem Justyny Pochanke w tefauenowskich ,,Faktach po faktach” był generał Bolesław Balcerowicz. To ten, który uznał za oczywiste i dobre rozwiązenie obecność amerykańskiej brygady przy naszej zachodniej granicy, tłumacząc to istnieniem koszarowego i poligonowego zaplecza w tamtej częsci kraju. I choć zagrożenia spodziewamy się ze wschodu, specjalista od bezpieczeństwa państwa i międzynarodowych stosunków wojskowych, wykładający te gatunki wiedzy na Uniwersytecie Warszawskim, nie zająknął się nawet wyjaśnieniem, czemu przez ćwierćwiecze nie zbudowaliśmy tego zaplecza w rejonach, gdzie agresja jest przewidywalna. Po prostu uznał zapewne za naturalne, że Amerykanie, ku uciesze Rosji, są tam, skąd pomóc nam nie zdążą.

         Tym razem jednak Balcerowicz wystąpił w roli krytyka Antoniego Macierewicza, głównie w aspekcie licznych ostatnio dymisji generalskich w wojsku. I co ciekawe, rzecz rozpoczął od jakiejś durnej przypowiastki o honorze tych, którzy odchodzą, nie godząc się na poczynania ministerstwa. A chwilę później zapytany został przez grającą rolę mocno zatroskanej stanem obronności Pochanke: ,,Pamięta pan, panie generale, taki czas w armii, by miotła polityczna tak wymiatała ludzi?”  Na co Balcerowicz odparł zdecydowanie:  ,,Nie, nie pamiętam”.

         No proszę, nie pamięta! Facet, który służbę w siłach zbrojnych rozpoczął w roku 1962, nie pamięta na przykład czystek antysemickich, które miały zarówno podłoże etniczne, jak i ściśle polityczne. Darujmy jednak tę chwilową amnezję i zastanówmy się, co naprawdę przekazał nam generał Balcerowicz.

         Otóż w trzech słowach ten chyba mało kumaty zupak zawarł niechcący całą kompromitującą prawdę o stanie polskiej armii w okresie ćwierćwiecza trzeciej erpe, czy jak to coś inaczej nazwać, by zmieścić się w granicach językowej przyzwoitości. Okazuje się bowiem, że ideowo prosowiecka armia, zwłaszcza gdy chodzi o jej korpus oficerski, która w grudniu 1981 roku dokonała wewnetrznej okupacji kraju, nie przeszła odsiewu, jaki zapewniłby jej pronarodowy charakter i ochronił przed infiltracją ze strony rosyjskich służb. No bo jeśli Balcerowicz nie pamięta tamtej, wyłącznie już ściśle politycznej miotły, to znaczy, że takiej nie było.

         Jak zatem widzimy, generał jest mistrzem lakonicznych wypowiedzi, skoro w jednym krótkim zdaniu opisał szczerze stan państwa po 1989 roku. Państwa niezależnego  z nazwy, a faktycznie nadal ulegającego wpływom elit wojskowych, jak również - co przecież wiemy – sądowniczych i partyjnych, które nie doczekały obowiązkowego przesiania. A mówiąc językiem medialnego politruka w spódnicy, czyli Justyny Pochanke – nie dały się wymieść polityczną miotłą na śmietnik historii, czego i pani Justyna, i jej stacja są przecież oczywistym dowodem. Tak więc demokratyczne z pozoru państwo krzepło w dziwnej, postkomunistyczno-agenturalej otulinie, a wojskowe, sądownicze i partyjniackie lobby, stojące na straży dawnych interesów – tych ościennych i tych wewnętrznych - z powodu swych grzechów łatwo dawały się korumpować każdemu, kto miał w tym interes.

         Stało się więc śmiesznie, bo generał Balcerowicz, mistrz słowa nieprzemyślanego, zamiast obciążać Macierewicza obecnymi dymisjami, faktycznie w sposób niezamierzony obciążył państwo polskie grzechem tragicznego zaniechania, zaniechania, które teraz zapewne jest pośpiesznie odrabiane.         

         No a już tak przy okazji, to trzeba się tylko wsłuchać i mieć przy tym świadomość logiki historycznych nastepstw, by zrozumieć, że o honorze polskiej armii nie może mówić osoba, która była absolwentem moskiewskiej woroszyłówki. Po prostu sam ten fakt odbiera jej honorową zdolność w nowych, normalnych, wreszcie postbolszewickich czasach. I w tej nowej normalności nie powinno być miejsca dla generała Balcerowicza. Ba, dla żadnego Balcerowicza.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka