Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
333
BLOG

Czas wielkich żniw

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

        Dzięki Tadeuszowi Chyle wiemy, że ,,cysarz to ma klawe życie”, choć i amerykańskiemu prezydentowi też źle się nie dzieje i do szczęścia nic mu nie brakuje. I choć faktem jest, że nie może kraść półoficjalnie, co zdarza się rosyjskim i chińskim przywódcom, dorabiajac sobie tym samym do głodowej pensji wynoszącej rocznie 400 tys. dolarów, to frukta czekają na niego zaraz po zakończeniu kadencji.

         Oto Barack Obama i jego żona Michelle mają napisać dwie książki – po jednej na głowę, za co otrzymają od wydawnictwa Penguin Random House, z którym podpisali kontrakt na wyłączność publikacji obu pozycji,  skromną sumę 65 mln dolarów. Tak przynajmniej twierdzi ,,Financial Times”, a to przecież poważny brytyjski dziennik, a nie jakaś ,,Gazeta Wyborcza”, ewentualnie dla odmiany pisana na drugim biegunie propagandy ,,Gazeta Polska”. No i mówiąc delikatnie, rozmija się z prawdą tylko wtedy, gdy przekazano redakcji takie konkretnie polityczne dyspozycje, więc przynajmniej w sprawach błahych należy Angolom wierzyć.

         Oczywiście nikt się nie oburza, bo Obamowie nie są już lokatorami Białego Domu, zatem mogą kasować ile chcą i za co chcą, byle płacili podatki. Skoro więc mają opisać swoje wspomnienia z okresu prezydentury i ktoś skłonny jest te pieniądze im zaoferować, to w porządku, czemu nie? Tym bardziej że nie będzie to od małżonków wymagało specjalnego wysiłku. A gdzieżby tam! Palce odwykły im już od niewolniczej pracy - tej na klawiaturze komputera, od czego dostaje się przykrej dolegliwości jaką jest zespół cieśni kanału nadgarstka. Będzie więc normalnie jak w takich przypadkach: wydawnictwo przyśle dwóch ghostwriterów, ci nagrają wspomnienia małżeńskiej pary, coś doradzą, coś wytną, przytną, troszkę dodadzą i tak powstaną dwie pozycje sygnowane podpisami byłego prezydenta oraz byłej Pierwszej Damy. No i tyle z ich strony wysiłku. Ot, wrodzony talent literacki. Oczywiście pozostanie jeszcze obowiązek dokonania przekazu wspomnianej sumy na ich konto, ale dżentelmeni i ich żony, a także ich wydawca o pieniądzach nie rozmawiaja, chyba że dyskretnie, wspominając o nich słówkiem znanej gazecie, by już teraz wprawiać zainteresowanych w czytelniczy ślinotok, rokujący w przyszłości wielkie zyski. To właśnie u podobnych doradców pobierała nauki Anna Lewandowska, powiadamiając chciwą sensacji hołotę o swojej ciąży, na czym zarobiła miliony.

         I tak oto skromny zawsze prezydent przebił swoich poprzedników, z których Bill Clinton zainkasował za wspomnienia 15 mln, a George Bush tylko 10, z czego wniosek, że obaj byli mniej ciekawi, a ich prezydenckie życie jakby mniej kolorowe.

         Jednak zarobki Baraca Obamy na tym się nie kończą i na przykład łaskawie zgodził się wygłosić prelekcję dla jednej z firm na Wall Street. Wykład odbędzie się we wrześniu, ma dotyczyć ochrony zdrowia, a sponsorem jest Cantor Fitzgerald. Pieniądze, jakie mają mu być za to wypłacone, to bagatela - 400 tys. dolarów. Tyle nikt chyba nie wziął do kieszeni za chwilę gadki o dupie Maryni, bo przecież sprawy zdrowia Amerykanów nie zamykają się na powszechności ubezpieczenia. Nie, one zaczynają się na kosztach opieki, generujących gigantyczne stawki ubezpieczeniowe i tym samym stwarzających problemy dostępności opieki zdrowotnej. Z tym że nikomu, może oprócz przegranego Bernie Sandersa, a zatem i Obamie, nie chciało się nawet dotknąć tematu medycznego Eldorado lekarzy, firm farmaceutycznych i ubezpieczycieli, czyli tego, co naprawdę jest rakiem Ameryki. Ale czy były prezydent musi o tym mówić? Nie, nie musi i już. Bo przecież rzecz w tym, żeby zarobić, a nie w tym, żeby być szczerym, dotykając sedna sprawy i …Przegrać z kretesem. Zresztą Obama nie płaci z własnej kieszeni na przykład 1400 dolarów za godzinę pracy dentysty robiącego mu kanałowe leczenie trzonowego zęba, a gdyby nawet musiał, to przy jego zarobkach nie ma to dla niego większego znaczenia. A skoro coś dla kogoś nie ma zanaczenia, to nie zawraca sobie tym głowy, i tym samym w jego wyalienowanym z problemów przeciętnych obywateli świecie to coś w ogóle nie istnieje.

         Człowiek z natury podejrzliwy, a zatem i ja, ma jednak pewien problem z informacjami o gigantycznych dochodach byłych polityków. Bo skoro nie bogacą się na skromnych przecież zarobkach na urzędzie, to co ich w tym kierunku gna – pasja, instynkt państwowca, służba narodowi? I to za jaką cenę, bo stając w wyborcze szranki wystawiają się na medialne ataki, kończące się niekiedy kompromitacją i końcem kariery? A może chodzi o spłacanie wyborczych długów? Ale nie powstałych z powodu przyrzeczeń składanych wyborcom - przejawianie tego typu nakazów moralnych byłoby wręcz kompromitujące dla ludzi tak poważnych jak politycy. Nie, rzecz może dotyczyć raczej  przyrzeczeń składanym im przez sponsorów, dla których to i owo politycy muszą w trakcie sprawowania władzy zrobić lub przeciwnie – z czymś się wstrzymać, a najlepiej, jeśli o tym w ogóle by zapomnieli. I może ten czas przychodzi właśnie po zakończeniu kariery, czas wielkich żniw, w trakcie których dłużnicy spłacają zobowiązania.

         A jeśli nawet jest to normalne zjawisko, w którym nie ma drugiego dna, bo zasadza się wyłącznie w prawach rynku, zatem przesadzam z podejrzliwością, to nadal głupio trochę, że wysokość pobieranych gaż w przypadku Baraca Obamy kłóci się z jego zawsze deklarowaną wrażliwością na sprawy demokracji, majątkowe problemy rozwarstwienia społecznego i biedy. No ale czy gdyby nie głosił maluczkim tych bajek, zostałby prezydentem, o przyznaniu mu Nobla już nie wspominając? 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka